Powrót córek marnotrawnych

Karatanczewa i Dokić - obu wróżono wielką przyszłość. Jedna wpadła w wieku 15 lat na dopingu, druga stała się ofiarą ojca

Publikacja: 07.01.2009 00:03

18-letnia Sesil Karatanczewa: – Czuję się teraz babcią tenisa (AFP/Heather Faulkner) AFP

18-letnia Sesil Karatanczewa: – Czuję się teraz babcią tenisa (AFP/Heather Faulkner) AFP

Foto: AFP

Media lubią, kiedy obrażona 14-letnia dziewczynka z Bułgarii twierdzi bez oporów, że „skopie tyłek” Marii Szarapowej. Te słowa pierwszy raz rozsławiły Sesil Karatanczewą. Rok i dwa miesiące później w Wielkim Szlemie w Paryżu wygrała w trzeciej rundzie z Venus Williams i zaczęto się przyglądać uważnie także tenisowi pyskatej nastolatki.

Dotarła do ćwierćfinału tamtego Wielkiego Szlema, przegrała dopiero z Jeleną Lichowcewą. Ogłoszono, że rośnie gwiazda, która zastąpi siostry Malejewe razem wzięte. Awansowała na 35. miejsce na świecie. Nadzieje trwały krótko – do grudnia 2005 r. Przecięła je gwałtownie informacja o tym, że Karatanczewa wpadła na kontrolach dopingowych w Paryżu i Tokio, po meczu Pucharu Federacji. Wynik był ten sam – brała nandrolon, steryd anaboliczny.

Zamiast zdobywać tenisowe szczyty, została pierwszą tenisistką ukaraną dyskwalifikacją za doping. Broniła się tak, że świat zapamiętał, ale nie uwierzył. – Na wynik testu wpłynęła moja ciąża, którą usunęłam – mówiła. Sąd Arbitrażowy w Lozannie nie dał się przekonać, wyrok był surowy: dwa lata dyskwalifikacji i zwrot 290 tys. dolarów nagród.

Po trzech latach nadal podtrzymuje wersję o ciąży, ale uzupełnia ją o teorię straszaka. – WTA chciało pokazać, że będzie surowo karać za doping, stałam się ofiarą tego pomysłu – twierdzi Karatanczewa.

Przez dwa puste lata nikt się nią nie interesował. Odbijała piłki w miejscowości Prawec pod Sofią, czasem ćwiczyła z męską reprezentacją Bułgarii w Pucharze Davisa. Dwa miesiące przed powrotem na korty znalazła się agencja marketingowa, która załatwiła treningi w Niemczech. Ubiegły rok był czasem odrabiania mozolnych lekcji – musiała grać daleko od wielkiego tenisa, by pojawić się w rankingu WTA, awansowała do trzeciej setki.

Urosła do 1,80 m, na ramieniu ma tatuaż, którego znaczenie objaśnia krótko: – Wiara czyni cuda. Pierwszy mecz tego roku w Brisbane wygrała z Ivetą Benesovą 1: 6, 6: 4, 6: 2.

Sława Jeleny Dokić zaczęła się od zwycięstwa nad Martiną Hingis w pierwszej rundzie Wimbledonu 1999. Urodzona w chorwackim Osijeku Serbka miała wówczas 16 lat i reprezentowała Australię. Doszła do ćwierćfinału, rok później grała już w londyńskim półfinale. W sierpniu 2002 r. była czwarta na świecie.

Razem z nią tenis dostał też ojca Damira, który zrobił wiele, by gazety nazywały go ojcem z piekła rodem i wysyłały na leczenie psychiatrycznie, a organizatorzy zabraniali wstępu na trybuny.

Damir Dokić, z zawodu kierowca, w przeszłości zapaśnik i bokser, długo kierował karierą córki. Po wybuchu wojny na Bałkanach w 1994 r. wyemigrował z rodziną do Australii i kazał Jelenie reprezentować nową ojczyznę. W czasie turniejów pił, awanturował się, obrażał sędziów i działaczy, atakował kamery i mikrofony. Powody mogły być różne: zbyt wysoka cena ryby z frytkami, złe pytanie czy decyzja o aucie.

W 2001 r. obraził się na Australię i wrócił z rodziną do Serbii i Czarnogóry. Dorastająca córka długo go broniła, ale gdy wreszcie chciała mieć wpływ na własne życie, pokłócił się i z nią. Jelena wróciła w 2005 r. do Australii, w rewanżu Damir mówił o nuklearnym bombardowaniu Sydney. Drogi ojca i córki rozeszły się, a kariera tenisistki na długo legła w gruzach.

Dokić chciała wrócić już w zeszłym roku, lecz nie dostała dzikiej karty na Australian Open. Serbska krew zawrzała raz jeszcze, powiedziała działaczom o parę słów za dużo. Po roku przeprosiła i otrzymała prawo gry w wewnętrznych eliminacjach. Wygrała je, w decydującym meczu pokonała córkę polskich emigrantów Monikę Wejnert.

Zaczyna od 179. miejsca na świecie, w Brisbane przegrała pierwszy mecz z Amelie Mauresmo. W dniu porażki przyszło jednak pocieszenie – ojczyzna wybaczyła i znów powołano ją do reprezentacji Australii w Pucharze Federacji.

Media lubią, kiedy obrażona 14-letnia dziewczynka z Bułgarii twierdzi bez oporów, że „skopie tyłek” Marii Szarapowej. Te słowa pierwszy raz rozsławiły Sesil Karatanczewą. Rok i dwa miesiące później w Wielkim Szlemie w Paryżu wygrała w trzeciej rundzie z Venus Williams i zaczęto się przyglądać uważnie także tenisowi pyskatej nastolatki.

Dotarła do ćwierćfinału tamtego Wielkiego Szlema, przegrała dopiero z Jeleną Lichowcewą. Ogłoszono, że rośnie gwiazda, która zastąpi siostry Malejewe razem wzięte. Awansowała na 35. miejsce na świecie. Nadzieje trwały krótko – do grudnia 2005 r. Przecięła je gwałtownie informacja o tym, że Karatanczewa wpadła na kontrolach dopingowych w Paryżu i Tokio, po meczu Pucharu Federacji. Wynik był ten sam – brała nandrolon, steryd anaboliczny.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu
Tenis
Billie Jean King Cup. Belinda Bencic nie przyjedzie do Radomia
Tenis
Hubert Hurkacz nie zagra w domu. Wycofał się z turnieju w Monte Carlo
Tenis
Iga Świątek potrzebuje więcej balansu i treningów. Nie zagra w Radomiu
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Długi cień Jannika Sinnera. Trwa bezkrólewie w męskim tourze