Większość przedturniejowych przepowiedni można wyrzucić do śmieci (Mats Wilander: liczył się będzie tylko Rafael), zaczyna się w tenisie nowa epoka, bo chłopak z Majorki nie okazał się nadczłowiekiem. Przegrał, bo grał źle i bez wiary, w tie-breaku czwartego seta żal było na niego patrzeć. Spoglądał w stronę swego wujka i trenera Toniego jak bezradny i w dodatku śmiertelnie zmęczony junior.
[srodtytul]Krótka pamięć[/srodtytul]
Już dwa pierwsze mecze Nadala w Paryżu - choć wygrane - były ostrzeżeniem, że tym razem nie mamy do czynienia z młodzieńcem bez wątpliwości. Potem było dobre spotkanie z Lleytonem Hewittem, które nieco zaciemniło obraz i wczoraj bezprecedensowa klęska. Oczywiście w tym meczu był też gracz po drugiej stronie siatki - Robin Soderling (25 ATP). O nim trzeba napisać przede wszystkim jedno: umiał skorzystać z uśmiechu losu, wykorzystał szansę, gdy wielu innym pewnie ugięłyby się nogi ze strachu przed wygraną.
– Przyjmuję tę porażkę równie spokojnie, jak przyjmowałem zwycięstwa. Nie byłem w stanie atakować, grałem za krótkie piłki i bardzo ułatwiłem rywalowi zadanie. Chciałem walczyć, ale to nie wystarcza, gdy gra się źle. Pierwszy raz od dawna nie będę obchodził urodzin w Paryżu (3 czerwca – przyp. red.) Teraz moim faworytem jest Federer. Nigdy tu wcześniej nie przegrałem, wciąż muszę się uczyć, a porażki są bardziej pouczające niż zwycięstwa – mówił Nadal.
Söderling, który niedawno przegrał w Rzymie z Hiszpanem 0:6, 1:6, przyznał, że kluczem do sukcesu była krótka pamięć: – Musiałem zapomnieć, z kim gram i w jakim turnieju. To mecz jak inne, tak myślałem, i to mnie uratowało – powiedział.