Mecze na korcie centralnym rozpoczęły liderka rankingu światowego Ashleigh Barty oraz Carla Suarez Navarro, której tenisowe osiągnięcia są nieco mniejsze (siedem ćwierćfinałów wielkoszlemowych), ale przynajmniej za wyjątkowy jednoręczny bekhend powinna być pamiętana przez lata.
Wygrana Australijki 6:1, 6:7 (1-7), 6:1 nie była niespodzianką, większość kibiców tenisa wie, że Carla od września 2020 roku walczyła z ziarnicą złośliwą – groźnym nowotworem węzłów chłonnych. Miesiąc przed Roland Garros 2021 Hiszpanka przekazała, że w styczniu zakończyła chemioterapię, leczenie się powiodło i wróci na wielkoszlemowe korty. Przed chorobą uważała, że zakończy karierę w 2020 roku, ale wobec nowych okoliczności postanowiła przedłużyć obecność w wielkim tenisie o kilka miesięcy.
Gra zatem wszędzie ostatni raz. W Paryżu stoczyła zacięte spotkanie ze Sloane Stephens, przegrała w trzech setach. W Wimbledonie było podobnie, trzy ładne sety, potem brawa na stojąco od publiczności i rywalki za dzielność, za bekhend i za przykład dawany innym.
Ciąg dalszy nastąpi, Hiszpanka jeszcze chwilę pogra, wedle najbardziej optymistycznego scenariusza może nawet wystartuje w Tokio podczas igrzysk olimpijskich, choć to dziś dla Carli tylko marzenie, ze 138. miejsca rankingu WTA trudne do spełnienia. Pożegnanie z Nowym Jorkiem podczas US Open też jest jeszcze możliwe.
Ashleigh Barty poza obowiązkiem awansu do drugiej rundy postanowiła też upamiętnić 50-lecie pierwszego wimbledońskiego sukcesu sławnej rodaczki Evonne Goolagong Cawley, siedmiokrotnej mistrzyni Wielkiego Szlema. Wybrała metodę być może najlepiej przemawiającą do współczesnej widowni – włożyła sportowy strój przypominający etniczne pochodzenie swej mentorki, z muszelkami i kwiatami wycinanymi laserowo w nowoczesnej tkaninie.