Linette miała chwile niepewności w meczu z Amandą Anisimovą, kosztowały ją stratę pierwszego seta, ale nie spowodowały przykrych następstw. Polka poprawiła serwis, przyspieszyła grę i okazało się, że tyle wystarczyło, by pokonać 3:6, 6:2, 6:1 nastolatkę z Florydy, która dwa lata temu była rewelacją Roland Garros, ale potem z wielu przyczyn, przede wszystkim nagłej śmierci ojca-trenera Konstantina, jej kariera przygasła.
Anisimova, choć trochę przypomina młodą Annę Kurnikową (robiono też porównania do Marii Szarapowej) i zdążyła podpisać kilka kontraktów ze znanymi firmami obecnymi w tenisie, ani na korcie, ani poza nim nie ma dziś siły przyciągania. Ostatnie miesiące przyniosły jej spadek w rankingach, opuszczała turnieje z powodu infekcji Covid-19 i kontuzji.
Po ostatnich przejściach, chorobie, rekonwalescencji oraz zmianie trenera na Dawida Celta, Linette ma zatem w Wimbledonie powody do optymizmu. W drugiej rundzie zagra jednak z Ukrainką Eliną Switoliną (nr 3) i ten mecz będzie znacznie trudniejszy.
W środę od południa trwało intensywne odrabianie zaległości z pierwszej rundy. Organizatorzy mogli odetchnąć – udało się wykonać plan. Interesujących spotkań nie brakowało: odpadła Kanadyjka Bianca Andreescu (5) pokonana w dwóch krótkich setach przez Francuzkę Alize Cornet, Japończyk Yoshihito Nishioka zwyciężył w pięciu setach specjalistę od najdłuższych spotkań na trawie – Amerykanina Johna Isnera (18).
Także pięć setów grali zwycięzca turnieju w Halle, najlepszy pianista wśród graczy ATP, Francuz Ugo Humbert oraz Nick Kyrgios. Wygrał Australijczyk (9:7 w decydującym secie) i, trochę niespodziewanie dla tych, którzy pamiętają jego wimbledońskie awantury i kary, to zwycięstwo zostało przyjęte ciepło. – To mój ulubiony turniej – rzekł bez mrugnięcia okiem niepokorny Nick, gdy zapytano go o powody, dla których przerwał bezczynność (nie grał od Australian Open) i przyleciał do Londynu.