Zagraj to dla nas jeszcze raz

Iga Świątek w finale. Jako trzecia Polka zagra w sobotę o wielkoszlemowe zwycięstwo. I jako pierwsza może wygrać.

Aktualizacja: 09.10.2020 09:54 Publikacja: 08.10.2020 19:40

Zagraj to dla nas jeszcze raz

Foto: AFP

To się dzieje naprawdę – Iga Świątek wygrała z Nadią Podoroską z Argentyny 6:2, 6:1 i zagra z Sofią Kenin o zwycięstwo w Paryżu. Amerykanka w półfinale pokonała Czeszkę Petrę Kvitovą 6:4, 7:5.

Polka świetnie zaczynała oba sety i oba równie pewnie z przytupem kończyła, nawet jeśli po drodze były chwilowe zawahania. 6:2, 6:1 i po 70 minutach, czyli jak na normy paryskie błyskawicznie, mógł rozbrzmieć bas sędziego Kadera Nouni: gem, set, mecz, Świątek!

Bez nerwów

Półfinał Igi był podobny do ćwierćfinału – więcej nerwów było chyba wśród oglądających niż w głowie polskiej tenisistki. Zaczęła wprawdzie od dwóch przegranych punktów przy własnym serwisie, ale tylko po to, by potem wzmocnić tempo i ruszyć po swoje. Zmienność rotacji, różnorodność mocnych odbić, dobra kontrola siły i kierunków posyłania piłek – to wszystko dało jej zdecydowane zwycięstwo.

Tenisowi rachmistrze zdążyli policzyć: sześć meczów, a w sumie tylko siedem godzin na korcie, stracone ledwie 23 gemy (nie rekord, ten dzierży Mary Pierce – dziesięć przegranych gemów przed finałem) i żadnego straconego seta.

– Oczywiście, że marzyłam o takiej chwili. To dla mnie coś niesamowitego. To zwycięstwo nie było takie proste, jak mogło się wydawać, ale cieszy mnie niezwykle, także dlatego, że jestem zdrowa, że nic złego mi się nie przydarzyło po drodze, więc finał też może być świetny. Byłam trochę zaskoczona dobrym forhendem Nadii Podoroskiej, okazał się mocno rotacyjny, w telewizji nie było widać wcześniej tego top spinu. Grałam więc wiele razy na jej bekhend, licząc, że to jest jej słabsza strona. Wiedziałam, że lubi skróty, więc starałam się do nich nie dopuszczać. Pogoda mi nie przeszkadzała, w Polsce często jest chłodno na kortach o tej porze, jestem przyzwyczajona. Starałam się raczej mądrze wykorzystywać wiatr, zmieniać taktykę zależnie od strony kortu – mówiła w studiu Eurosportu podczas sesji pytań od Barbary Schett.

Dodała podziękowania dla kibiców po polsku, obiecując wszystkim odpowiedzi na gratulacje i życzenia, gdy wreszcie będzie miała wolną chwilę. – Jestem jednak szczęśliwa, że ze mną jesteście, mam nadzieję, że w sobotę zagram jeszcze lepiej – mówiła.

Zachwyty zbierała już w  trakcie meczu. Martina Navratilova w komentarzu dla amerykańskiej telewizji mówiła: – Nie myślę, by Kvitova lub Kenin była w stanie pobić tak dobrze grającą Igę Świątek, ona broni się po prostu przepięknie i atakuje jeszcze lepiej. Chris Evert podkreśliła w Eurosporcie, że zachwycają ją dojrzałość gry młodej Polki, znakomite wybory taktyczne i, przynajmniej na zewnątrz, zupełny brak stresu. – Pokazała niesamowite opanowanie. Kompletna zawodniczka. Serwuje z dobrą siłą i rotacją. Świetnie się porusza, biega do siatki – powiedziała.

– W półfinale debla może się teraz dobrze bawić, myślę, że może grać również w drugim finale – wtórował zachwycony Mats Wilander.

Ona tworzy historię

Billie Jean King już chwilę po meczu posłała w świat twitterowe słowa: „Gratulacje dla Igi Świątek, która tworzy historię jako pierwsza Polka, która w erze tenisa Open osiągnęła finał Roland Garros".

Tenisowy świat nie będzie już chwalił Nadii Podoroskiej, „Rusity" lub „La Rusy", prawnuczki ukraińskich emigrantów, praktykującej zen (także w celu poprawy gry w tenisa), ambitnej córki zegarmistrza z Rosario, która przez ponad dwa tygodnie pokazywała, że w sporcie niekiedy niemożliwe staje się możliwe, a w kraju Gabrieli Sabatini tenis kobiecy jeszcze nie zniknął. Zaczęła rywalizację od pokonania w I rundzie kwalifikacji Polki Magdaleny Fręch, skończyła 8 października po ośmiu meczach, też na Polce. Zderzenie z tenisem Igi było dla Nadii bolesne, lecz miejsce w pierwszej 50. rankingu WTA (plus czek na 425 250 euro brutto) tę porażkę zapewne osłodzi.

Piąty taki cud

Finał turnieju Wielkiego Szlema z udziałem Polki – takie cuda widziano w przeszłości zaledwie cztery razy. Początek dała przed wojną Jadwiga Jędrzejowska. Najpierw, w lipcu 1937 roku, zagrała w Wimbledonie o Venus Rosewater Dish z Brytyjką Dorothy Round, przegrała 2:6, 6:2, 5:7.

Była mały krok, może dwa od wygranej (prowadziła w decydującym secie 4:1 i 30-15). W wielu komentarzach mówiono, że grała lepiej, ale przegrała z powodu znanej dobrze w tenisie obawy przed sukcesem.

Kilka miesięcy później popłynęła na tournée do Stanów Zjednoczonych. Dotarła w Nowym Jorku do finału US Championships na trawiastych kortach West Side Tennis Club w Forest Hills. Na oczach 14 tysięcy widzów przegrała jednak z „Ratitą", czyli Anitą Lizaną (Chile) 4:6, 2:6. Rywalka, choć była tego dnia lepsza, wspominała mecz z Polką jako bardzo wyczerpujący, po zwycięstwie zemdlała.

Trzeci i ostatni finał singlowy Jędrzejowska zagrała w czerwcu 1939 roku na kortach ziemnych w Paryżu. Jej rywalką była broniąca tytułu Francuzka Simonne Mathieu, tenisistka, która do 1937 roku sześciokrotnie grała w finałach Roland Garros i zawsze przegrywała.

Jędrzejowską pokonała 6:3, 8:6. Polka przystąpiła do tego spotkania bez wielkiej wiary w sukces. „Zwycięstwo nad Francuzką na centralnym korcie obsadzonym wyłącznie przez lokalnych sędziów liniowych jest nieomal wykluczone" – pisała we wspomnieniach. Nagrodą pocieszenia było zwycięstwo pary Mathieu i Jędrzejowska w turnieju deblowym.

Tę przeszłość przypomniała 7 lipca 2012 roku w Wimbledonie Agnieszka Radwańska, gdy weszła na kort centralny rozegrać finał z Sereną Williams, potem okazało się, że jedyny w karierze. Wynik: 6:1, 5:7, 6:2 dla Amerykanki. Obecni zapamiętali wspaniałą obronę Polki, zwłaszcza jej zryw w drugim secie, ale też pokaz siły Sereny w trzecim. Po meczu były łzy – najpierw zakatarzonej Agnieszki, która ledwie mogła mówić przez chore gardło, potem także mistrzyni. Było też pytanie amerykańskiej dziennikarki do Isi podczas konferencji: – A pamiętasz Jędrzejowską?

grają mężczyźni

W Paryżu 8 października 2020 roku polskich łez nie było, była uśmiechnięta od ucha do ucha Iga, zachęcająca nielicznych kibiców do większej fety po jej zwycięstwie. Finał rozegrany zostanie w sobotę. Wcześniej jednak, w piątek, Iga zagra na korcie im. Suzanne Lenglen półfinał debla. Rywalkami Świątek i Nicole Melichar będą Alexa Guarachi (Chile) i Desirae Krawczyk (USA).

Piątek to jednak przede wszystkim dzień męskich półfinałów: o 14.50 na kort Philippe'a Chatrier wyjdą Diego Schwartzman (Argentyna ma drugą szansę na finał, wydaje się, że większą niż w meczu pań) i Rafael Nadal, a po nich Novak Djoković i Stefanos Tsitsipas.

Turniej pokazuje Eurosport

Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu