Zdobycie w Chinach 16. tytułu w karierze i miejsca w turnieju mistrzyń okazało się dla Radwańskiej zadaniem względnie łatwym. Mecz z Danką Kovinić (75. WTA) trwał niecałą godzinę. Tenisistka z Czarnogóry, debiutantka w finale turnieju WTA, nie zbliżyła się do poziomu szóstej tenisistki świata, przegrała 1:6, 2:6.
Kiedy mistrzyni odbierała puchar (i czek na 111 389 dolarów) już wiedziała, że do Moskwy, na turniej tuż przed Masters, nie pojedzie. Powody są oczywiste – miejsce w Singapurze czeka, a poklejony plastrami prawy bark warto oszczędzać po azjatyckim tournée.
Na stronie internetowej Pucharu Kremla ujrzeliśmy komunikat polskiej tenisistki: „Z przykrością informuję, że nie mogę wystąpić w Moskwie. Muszę ograniczyć starty, żeby nie mieć żadnych problemów z barkiem. Bardzo mi przykro, że rozczarowałam rosyjskich kibiców".
Turniej Masters jest oczywiście ważniejszy – to wielki prestiż i jeszcze większa pula nagród. W tym roku wzrosła do 7 mln dolarów, za samo pojawienie się na korcie należy się 151 tys. dolarów, a potem przychód znacząco wzrasta. Agnieszka gra w tej imprezie nieprzerwanie od 2011 roku, w latach 2008 i 2009 była rezerwową, ale też wychodziła na kort.
Atrakcje nadchodzących finałów WTA (rywalizacja zaczyna się już w niedzielę) zapewniły sobie: Simona Halep, Maria Szarapowa, Garbine Muguruza, Petra Kvitova, Agnieszka Radwańska i Andżelika Kerber (wystarczył awans do finału w Hongkongu, przegrała w nim z Jeleną Janković).