Świątek miała pozytywny wynik testu antydopingowego 12 sierpnia przed turniejem Cincinnati Open. Badania wykazały w jej organizmie obecność śladowych ilości trimetazydyny, czyli leku nasercowego, który wspomaga układ krążenia oraz przyspiesza regenerację.
Polka została zawieszona przez International Tennis Integrity Agency (ITIA) i dlatego nie zagrała jesienią w turniejach, które odbyły się w Seulu, Pekinie oraz Wuhanie, choć oficjalnie jej nieobecność tłumaczono „sprawami osobistymi”. Opinia publiczna o sytuacji Świątek dowiedziała się dopiero pod koniec listopada, kiedy ITIA zakończyła analizę sprawy oraz odwołania. – To było najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu – mówiła wówczas nasza tenisistka.
Czytaj więcej
Iga Świątek po jednym z najbardziej jednostronnych meczów Australian Open pokonała Evę Lys 6:0, 6:1. Polka po raz drugi w karierze awansowała w Melbourne do ćwierćfinału.
Iga Świątek i doping. Jaką decyzję podjęła WADA i czy to koniec sprawy?
Źródłem zakazanej substancji w organizmie Świątek miał być fabrycznie zanieczyszczony lek z melatoniną przyjmowany przez nią po rekomendacji lekarza. Tenisistka zainwestowała w prawników oraz badania, które przekonały ITIA.
Agencja nie przypisała Świątek znaczącej winy ani zaniedbania. Słowo „znaczący” jest istotne, bo nie doszło do uniewinnienia, stąd kara miesięcznego zawieszenia. Agencja zwróciła m.in. uwagę, że przyjęty przez Polkę środek nie wszędzie jest lekiem. Upraszczając: gdyby tak było, to niewykluczone, że zostałaby uniewinniona. Gdyby zaś chodziło o suplement, gdzie ryzyko zanieczyszczenia jest wyższe, więc trzeba zachować większą ostrożność, zawieszenie mogłoby być dłuższe.