Hiszpan, który w Londynie broni tytułu, odpowiedział w ten sposób na pytanie, jakie wielokrotnie podczas Roland Garros padało na łamach francuskich mediów. Gospodarze zachodzili w głowę, czy Serb posiadł zdolność do leczenie kontuzji adrenaliną, a niektórzy żartowali, że kiedy na korcie się chwieje, to trzeba mu wbić w serce osinowy kołek, bo inaczej wróci znad krawędzi i sięgnie po swoje.
Djoković już do Paryża przyleciał z problemami — mówił, że nie chce o nich opowiadać, aby „nie otwierać puszki Pandory” - które dały o sobie znać w meczu czwartej rundy z Francisco Cerundolo. Serb prosił o przerwę medyczną, kulał, ale zwyciężył, żeby dzień później wycofać się z turnieju.
Czytaj więcej
Jelena Rybakina i Barbora Krejcikova u pań oraz Novak Djoković i Lorenzo Musetti u panów jako ost...
Wimbledon. Novak Djoković, czyli alchemik tenisa
Zawiodła łąkotka, więc Djoković położył się na stole operacyjnym, choć przez lata uważał ciało za świątynię, której nie powinien tknąć skalpel ani igła. Wolał metody alternatywne: opowiadał o czerpaniu energii z obejmowania drzew i skoków na trampolinie oraz przemianie toksycznego pokarmu w zdrowy siłą woli, a w szczycie pandemii został bohaterem antyszczepionkowców.
Teraz, choć w przeszłości ufał raczej czuciu oraz wierze, ugiął się pod argumentami szkiełka i oka, podobnie jak przed laty po kontuzji łokcia, którego zabieg opłakiwał podobno przez trzy dni tłumacząc, że - godząc się na ingerencję chirurgiczną - sam siebie zawiódł.