Djoković ostatnimi czasy zbiera cięgi od włoskiego tenisa. W Australian Open, wcześniej w finale Pucharu Davisa i w Finałach ATP z Serbem wygrywał Jannik Sinner. Teraz, gdy Novak po pięcioletniej przerwie przybył do Indian Wells, już w trzeciej rundzie trafił na Nardiego (123. ATP), którego dociekliwi kibice tenisa mogą pamiętać z zeszłorocznego startu w turnieju finałowym Next Gen ATP dla ósemki najzdolniejszych graczy młodego pokolenia.
Od młodego talentu do wygrywania z nr 1 na świecie jednak jest daleka droga, w nocy z poniedziałku na wtorek Luca Nardi znacznie ją skrócił, przede wszystkim dlatego, że się nie bał. Novak przybył do USA w formie średniej, pierwszy mecz, też trzysetowy z Aleksandarem Vukicem nie był porywający, więc warto było atakować mistrza. Włoch atakował. Rundę wcześniej pierwszy raz w życiu, stosując tę samą taktykę, pokonał rywala z pierwszej pięćdziesiątki rankingu, Chińczyka Zhizhena Zhanga, uwierzył, że jest mocny.