Sobotni finał w stolicy Kataru pozostawił dobre wrażenia. Dobre dla polskiej mistrzyni, która zdobyła w Dausze 18 tytuł cyklu WTA Tour (pierwszy w tym roku), zarobiła za to osiągnięcie godne pieniądze (ponad pół miliona dolarów brutto) i nieco zyskała w rankingu światowym – w wyniku cotygodniowych przeliczeń jej przewaga nad Sabalenką wzrośnie do 1395 punktów, co oznacza, najprościej rzecz ujmując, że Białorusinka w Dubaju na pewno nie odzyska pierwszego miejsca na świecie, musi czekać z takimi ambicjami co najmniej do marca i amerykańskich turniejów w Indian Wells i Miami.
Sukces Igi podobał się z kilku powodów. Pierwszy, najbardziej sportowy, jest taki, że forma Polki na tle mocnych rywalek znów wygląda dobrze. Każdy zauważył poprawę serwisu, piłki uderzane przez liderkę rankingu światowego lecą teraz o kilka kilometrów na godzinę szybciej niż rok temu, w dodatku rzadziej trafiają w siatkę lub w aut. Iga grała w Khalifa International Tennis & Squash Complex stabilnie, bez wpadek i załamań, jak zawsze z widoczną energią i zaangażowaniem, słowem robiła swoje, tylko odrobinę lepiej.
Jelena Rybakina chciała bitwy z Igą Świątek na potężne forhendy. I ją dostała
Tyle wystarczyło, by po trzech porażkach, wreszcie wygrała prestiżowy mecz z Jeleną Rybakiną, której możliwości są wciąż bardzo duże, ale od czasu zwycięstwa w Wimbledonie (2022) wydaje się, że znacząco nie wzrosły. Rybakina jest dziś jednak, obok Sabalenki i Coco Gauff, w grupie największych przeciwniczek Polki, wygrała w tym sezonie w Brisbane i Abu Zabi, każdy sukces z Rosjanką w barwach Kazachstanu to ważna sprawa, ten w Dausze miał szczególną wartość, bo był także trudnym testem na odporność psychiczną Igi Świątek. Ten test Iga zdała śpiewająco, niewiele jest tenisistek, które przegrywając 1:4 (z dwoma przełamaniami podania) wygrałoby seta z Jeleną. Jeszcze mniej obroniłoby piłkę setową w nerwowym tie-breaku przy potężnym podaniu Rybakiny, o kapryśnym wietrze przeszkadzającym obu tenisistkom nie wspominając.
Czytaj więcej
Świat tenisa czeka na reorganizację, czyli utworzenie cyklu kilkunastu turniejów, z Wielkim Szlemem włącznie, tylko dla najlepszych. Pomysł jest, brakuje zdecydowania działaczy oraz finansowania.
Skoro reprezentantka Kazachstanu chciała bitwy na potężne forhendy, to ją dostała, choć wygrywającym uderzeniem Igi w finale był raczej świetny bekhend wyjmowany z arsenału może rzadziej, ale za to używany z właściwą precyzją. Po finale w Dausze można zapomnieć o trzeciej rundzie Australian Open i trzeba też wierzyć Idze, która przyznała, że wizja kolejnego, trzeciego zwycięstwa w Katarze wcale nie była łatwa do dźwignięcia.