Początek spotkania od razu podpowiadał końcowe rozstrzygnięcie. Pięć wygranych piłek z rzędu, szybkie prowadzenie, kto z publiczności na Rod Laver Arena wierzył w sukces finałowej debiutantki, musiał stracić złudzenia.
Qinwen Zheng potrafi już całkiem sporo, ma świetny serwis, mocno odbija piłki zza końcowej linii, ale na razie to nie ten poziom siły, szybkości i kortowej agresji jaką prezentuje nowa/stara mistrzyni. Sabalenka parła do zwycięstwa bez zatrzymania, wspierając się głośnymi okrzykami i potęgą uderzeń z obu stron kortu.
Czytaj więcej
Najpierw stracił dwa sety, by wygrać w pięciu. Po dramatycznym spotkaniu Rosjanin pokonał w półfi...
Chińska część publiczności też krzyczała (rodaków Qinwen Zheng było niemało), ale nic to nie dało. Lekkie zacięcie Białorusinki nastąpiło dopiero przy piłkach meczowych, czyli stanie 6:3, 5:2, 40-0. Dwie Aryna straciła sama po dość prostych błędach, trzecią obroniła Chinka posyłając za siatkę zgrabny skrót. Kolejny punkt Sabalenka straciła po wzorowym returnie Zheng.
Wyglądało na to, że druga tenisistka świat już myśli o wręczaniu pucharu, albo układa w głowie mowę końcową. Te przegrane piłki kazały jednak Arynie wrócić myślami do wymian, poprawiła się, zapracowała na piątą piłkę meczową i tę z przytupem wygrała. Grawer mógł zacząć pracę nad wyryciem jej nazwiska na podstawie Daphne Akhurst Memorial Cup, choć po prawdzie, mógł to zrobić godzinę wcześniej.