Nawet polscy eksperci oceniali przed finałem w Cancun, że Polka ma duże szanse, ale mecz będzie ciężki i wyrównany. Za Pegulą miał przemawiać fakt, że w trakcie turnieju nie oddała seta, pokonała wyżej notowane tenisistki, jak Rybakina i Sabalenka, a także to, że stosuje w tym turnieju bardzo agresywną taktykę gry siłowej, która nie zawsze pasuje Idze Swiątek.
Tak zresztą próbowała grać i wczoraj. Od początku próbowała odpowiadać na serwis Igi mocnym, głębokim returnem, który teoretycznie powinien być dla Polski problemem. Ale tylko teoretycznie, bo Iga zagrała wczoraj jeden z meczów życia. Niemal się nie myliła. Zarówno w defensywie, jak i w ataku. To zresztą jedna z najważniejszych prawd o meczu z Pegulą. Świątek grała spokojnie, precyzyjnie, z uwagą. Wykorzystywała zarówno swój znakomity dobieg do piłki, jak i umiejętną grę po liniach. Niekiedy, zwłaszcza w obronie były to piłki bardzo ryzykowne, które przy odrobinie nieuwagi mogły upadać za linią. Niemniej tego dnia, w jej precyzji wszystko się zgadzało, o czym świadczy minimalna liczba błędów niewymuszonych (w pierwszym secie tylko 3).