To była ta niesamowita Iga z 2022 roku. Szybka, zdecydowana, pewna niemal każdego uderzenia i akcji. Wygrała bezapelacyjnie, rywalka, choć miała równie świetny początek turnieju, w meczu o tytuł była tłem dla Polki. Będzie się pisać, słusznie, o dominatorce, niszczycielskiej sile, dynamice i szybkości nowej mistrzyni Masters. Przede wszystkim jednak powinno się pisać, że jest waleczna, jak mało która tenisistka w WTA Tour. To był wielki finał Igi, a właściwie 1GI, jak znów będzie się pisać jej imię.
Dawne mistrzynie tenisa (i nie tylko one) miały przed finałem różne zdania. Martina Navratilova skłaniała się ku sukcesowi Amerykanki, którą mocno podniosły na duchu wcześniejsze cztery wygrane bez straty seta, a także fakt, że dobrze dawała sobie radę z kaprysami meksykańskiej pogody, no i miała poparcie w statystyce – wygrała w tym roku z Igą dwa razy.
Chris Evert była raczej za Polką, którą dodatkowo mogła motywować szansa odzyskania rankingowego numeru 1 na świecie. I, jeśli brać poważnie statystyki, to jedyny wcześniejszy mecz z Igi z Jessiką w finale turniejowym zakończył się w Dausze w tym roku zdecydowanym zwycięstwem Świątek.
Obie legendy pomyliły się jednak w jednej sprawie – uważały, że będzie to długi, wyrównany mecz. Nie był, gdyż Polka od pierwszej minuty grała w tempie nieosiągalnym dla przeciwniczki. Nie wypalił też plan Jessiki, która szukała punktów głównie po forhendowej stronie kortu, myślała, że długie wymiany również przyniosą jej sukces. W tę poniedziałkową noc forhend był niszczycielską siłą polskiej tenisistki, ale pomagał jej także stabilny serwis, szybkie nogi i właściwie wszystko inne. Wygrać w finale Masters set do zera z piątą tenisistką świata, która naprawdę umie wiele – to naprawdę mocny dowód wielkości.