Grać w wielkim chińskim mieście z rakietą numer 1 tamtejszego tenisa łatwo nie było. Zhizhen Zhang (26 lat), niemal rówieśnik Polaka, jest 60. w rankingu światowym, do pierwszej setki dostał się względnie niedawno, czyli w grudniu poprzedniego roku, ale ostatnimi czasy zaczął odnosić pewne sukcesy: wiosną w Madrycie potrafił zwyciężyć Denisa Shapovalova, Camerona Norrie i Taylora Fritza, w Roland Garros Dusana Lajovicia, w Eastbourne Lorenzo Sonego i w US Open Caspera Ruuda.
W późnym (czasu lokalnego) spotkaniu z Hurkaczem głośno wspomagany przez kibiców Zhang pokazał agresywny tenis, także dobre przygotowanie fizyczne i znaczną ambicję. Nieźle serwował, pędził dość często do siatki, próbował zdominować Polaka w wymianach z głębi kortu i niekiedy mu się to udawało.
Czytaj więcej
Po ponad miesięcznej przerwie Hubert Hurkacz znów pojawił się w ATP World Tour. W Szanghaju zwyci...
Hubert w pierwszym secie jakoś utrzymywał Chińczyka w ryzach, głównie dzięki świetnemu serwisowi, wygrał też zacięty tie-break, ale w drugim Zhizhen Zhang wykorzystał kilka niedokładnych zagrań Polaka, objął prowadzenie 3:0, a na wyrównanie odpowiedział kolejnymi ostrymi atakami i znów prowadził 5:3, po chwili zaś, mimo prób kontrowania przez nieco zdenerwowanego takim obrotem sprawy Hurkacza, zdobył seta.
Rozstrzygający set wiele nie zmienił: chiński tenisista nadal śmiało atakował, Hurkacz dobrze serwował, każdy z grających miał więcej atutów przy swym podaniu, więc nieuchronnie nadszedł drugi tie-break z przerwą medyczną dla Chińczyka po drodze. Na szczęście wytrenowany w dogrywkach w tym roku Polak (jest liderem w klasyfikacji tych, którzy najczęściej grali tie-breaki, ma ich ponad 50) włączył serwisowy tryb turbo i wygrał, dodając do świetnych podań jeden udany atak przy siatce.