Pierwszy set trwał godzinę. Iga Świątek zaczęła grę bardzo energicznie, przełamała podanie rywalki, ale za chwilę to samo zrobiła Pliskova. Ten schemat: Polka atakuje, obejmuje prowadzenie, lecz rywalka odrabia stratę powtórzył się jeszcze raz, w końcu decydował tie-break, w którym znów była twarda walka, ale wreszcie Iga wykorzystała mini-przełamanie i wygrała 8-6.
Po takim mozolnym secie może nie było powodów do wielkiego chwalenia polskiej mistrzyni, ale fakt, że ma wiarę we własne umiejętności i nie boi się ataku, nawet podczas pierwszego, rozpoznawczego meczu na kanadyjskich kortach, trzeba było zauważyć. Trenerska grupa wsparcia, w pełnym trzyosobowym składzie, nie wydawała się zaniepokojona tym trudnym startem, tym bardziej, że w drugim secie sytuacja rozwinęła się znacznie lepiej. Czeszka, która z początku dorównywała Polce przynajmniej pod względem mocy forhendów i returnów, wyraźnie zwolniła poruszania się po korcie. Na jej tle Iga była więc jak żywe srebro, i ta szybkość doprowadziła ją dość żwawo do sukcesu.