W Tunezji mówią na nią „Królowa uśmiechu” albo „Promień radości”. Taka postać dziś wydaje się w jej ojczyźnie wyjątkowo potrzebna, wobec braku powodów do jakiejkolwiek innej satysfakcji: koronawirus i kryzys gospodarczy doprowadziły kraj do politycznego impasu, a obywateli do rozpaczy.
Ons Jabeur to muzułmanka, która godzi ramadan z wyczynowym sportem i naprawdę uśmiecha się do całego świata poza chwilami walki na korcie. I nieoczekiwany wzór dla wielu dziewczyn, którym do głowy by nie przyszło, że można w niebogatym kraju północnej Afryki przebyć tak wyjątkową drogę.
Czytaj więcej
Iga Świątek wygrywa w Rzymie. To jej piąte w tym roku turniejowe zwycięstwo. Jest niepokonana od...
Ons Jabeur (po arabsku Uns Dżabir) często potwierdza, że jej wspinaczka na tenisowe szczyty to świetny wzór dla arabskich dziewczyn, które – patrząc na jej zwycięstwa – mogą uwierzyć w siebie. – Czuję się także ambasadorką Afryki i mego kraju – powtarza niemal w każdej rozmowie.
Czas hartowania
Trzy lata temu, gdy po raz pierwszy dotarła w Melbourne do ćwierćfinału turnieju Wielkiego Szlema, opowiadała, że „jest w stu procentach produktem Tunezji”. Ale tak naprawdę jej kariera ma także francuski i belgijski szlif, choć od trzeciego do 17. roku życia trenowała niemal wyłącznie na kortach tunezyjskich.