Wynik wygląda dla Igi trochę lepiej niż jej mecz z Białorusinką. Jak się spodziewano, było niełatwo, podróż od 0:3 do zwycięstwa 6:4, 6:1 nie była spacerem. Zaczęło się od dwóch przełamań serwisu Polki i niepokoju, co robić, gdy serwis zawodzi, tak samo jak precyzja odbić z głębi kortu.
Trzeba jednak bić brawo za to, że polska tenisistka spokojnie przyjęła te wstępne przewagi doświadczonej rywalki, dość szybko opanowała sytuację na Campo Centrale i wyrównała. Można też śmiało twierdzić, że wedle tradycji zadecydował siódmy, „lacostowski” gem pierwszego seta, w którym obie panie siłowały się wiele minut, więcej przewag miała Wiktoria, ale tę decydującą, najważniejszą piłkę wygrała jednak Iga Świątek.