Federer od dawna mówił, że igrzyska w roku 2016 są jego priorytetem, pytany kilka lat temu o kres kariery, odpowiadał stanowczo: przed Rio o tym nie myślę. Tymczasem we wtorek oświadczył, że do Brazylii nie pojedzie i w tym roku w ogóle już nie zagra.
Szwajcar ma prawie 35 lat (podczas igrzysk obchodziłby urodziny) i ani słowem nie wspomina o emeryturze. Wprost przeciwnie – twierdzi, że przerwa w startach spowodowana jest tym, że lekarze zalecili mu odpoczynek, jeśli chce grać jeszcze przez kilka lat.
Ale trudno nie mieć wątpliwości. Dziennikarz tenisowy paryskiej „L'Equipe" Julien Reboullet pozwolił sobie nawet na taki żart: „Roger Federer 2001–2016".
Do tegorocznego turnieju Roland Garros Szwajcar uczestniczył w rekordowych 65. Wielkich Szlemach z rzędu, a w tym roku zagrał tylko w Australian Open i Wimbledonie (odpadł w półfinałach). Po raz pierwszy od 2000 r. nie zwyciężył w żadnym turnieju.
Federer często podkreślał, że jest sportowcem uprzywilejowanym, bo nigdy nie miał kontuzji. Ten stan łaski (na który zresztą on i jego trenerzy od przygotowania fizycznego solidnie zapracowali) trwał 15 lat, ale w tym roku się skończył. Pojawił się problem z operowanym kolanem, z kręgosłupem i wiara w to, że za rok będzie lepiej, jest raczej złudna.