W tym roku w Acapulco i Indian Wells pokonał Novaka Djokovicia. Półfinał z Rogerem Federerem w Miami – trzy zacięte tie-breaki, wiele fantastycznych wymian, porażka o włos – tylko umocnił przekonanie, że Kyrgios ma talent jak nikt z jego pokolenia. Wątpliwości oczywiście są, wciąż te same: nie dotyczą tego, czy da radę rywalom na korcie, tylko czy będzie w stanie opanować siebie.
Od chwili gdy efektownie wygrał w Wimbledonie 2014 z Rafaelem Nadalem, słychać zachwyty: szczupły atleta, potrafiący wydobyć z rakiety potężną moc, połączoną z precyzją, swobodą i nieokiełznaną wyobraźnią. Ale nosi też w sobie groźny ładunek: zdolność znieważania wszystkich na korcie i poza nim, ze szczególnym uwzględnieniem sędziów i działaczy. Jest też w Kyrgiosie ciągła chęć łamania rakiet i obrażania się na świat, głośnej demonstracji niechęci i frustracji, niektórzy dostrzegają nawet tendencję do samodestrukcji.