Relacja z Londynu
Męski finał nie był z tych do wspominania przez dekady – ósmy tytuł przyszedł Szwajcarowi łatwo. Cilić już w drugim secie zgłosił kontuzję stopy, Federer zwyciężył 6:3, 6:1, 6:4. Trochę za szybko jak na taką okazję. Kort centralny szybko zrozumiał, że trzeba zmienić priorytety wsparcia (Roger miał bardzo znaczące preferencje), bo finał może być wyjątkowo krótki, co przy cenie 190 funtów za bilet dodatkowo zmniejszało przyjemność.
Chorwat po trzech gemach drugiego seta pewnie pomyślał o poddaniu spotkania. Zakrył twarz ręcznikiem, kamera jednak była wścibska – widać było ból, rozpacz, może żal do losu, że boli właśnie teraz, w takim miejscu i czasie. To, że pokusę kreczu odrzucił – warto uszanować. Po drugim secie lekarz jeszcze raz zjawił się na korcie, leczenie było krótkie: tabletka przeciwbólowa, lewa stopa w maściach i bandażach. Łyk wody i powrót do pojedynku, którego wygrać nie było można. Federer zwyciężył bez straty seta – w całym turnieju.
Obaj finaliści mieli łzy w oczach. Cilicia bolała stopa i dusza: nie pokazał nawet ćwierci tego, co potrafi. Podczas wywiadu po odebraniu trofeum nie mógł powstrzymać łez. Federer po londyńskich finałach wzruszał się nieraz, choć z wiekiem się przyzwyczajał i chusteczki nie były potrzebne. Ósme zwycięstwo wimbledońskie, rekordowe, jednak poruszyło czułą strunę. Kort patrzył – obaj synowie i obie córki, loża królewska z nową patronką księżną Cambridge (żoną księcia Williama) w pierwszym rzędzie – jak mistrz wycierał oczy.
Liczby są pomnikowe: bilans zwycięstw i porażek na londyńskiej trawie: 91-11. Na 70 startów w Wielkim Szlemie Federer dotarł do 42 półfinałów i 29 finałów (11 w Wimbledonie), 19 razy zwyciężył, ale żeby nie popaść w przesadę – trzy panie wciąż są od niego lepsze. Margaret Court wygrała 24 turnieje, Serena Williams 23, a Steffi Graf 22. Są jeszcze szczyty do zdobycia.