Tenisista z Wrocławia wygrał 6:2, 7:6 (7-3), 6:7 (5-7), 6:3, a w pamięci kibiców i w czeluściach internetu pozostanie z tego meczu przede wszystkim jedna piłka.
Było 4:3 dla Hurkacza w czwartym secie, serwował Gierasimow, a Polak poszedł do siatki. Białorusin chciał go minąć, ale Hurkacz wybronił się wolejem po paradzie przypominajacej te, którymi wiele lat temu zachwycał Boris Becker. Ta piłka dała Hurkaczowi przełamanie serwisu rywala, a po chwili już przy własnym podaniu zakończył on mecz.
Zanim jednak mieliśmy tę radość, bywało różnie. Tenisista rozstawiony z nr 10 męczył się okrutnie z zawodnikiem nr 106 w rankingu ATP, był o krok od porażki w drugim secie (Gierasimow serwował po zwycięstwo przy stanie 5:4).
Czytaj więcej
Australijska saga serbskiego mistrza rakiety to nie przypadek, tylko logiczna konsekwencja wieloletnich poszukiwań przez tenisistę coraz bardziej alternatywnych metod rozwoju ciała i ducha. Często w sprzeczności z rozumem, ale on po prostu taki jest.
Gdy seta tego Polak w końcu wygrał, wydawało się, że najgorsze już za nim. Niestety, wcale tak nie było. W secie trzecim Białorusin prowadził 4:1. Hurkacz odrobił wprawdzie straty, serwował nawet, by wygrać mecz, ale Gierasimow doprowadził do tie-breaka, w którym był lepszy.