Publiczność w Nowym Jorku lubi mieć wroga i umie go sobie wybrać. W tym roku, choć turniej dopiero się zaczyna, jest ich już dwóch. Wróg stary to Novak Djoković, który przyjechał do Ameryki po Wielkiego Szlema, a nowym został Stefanos Tsitsipas.
Serbowi publiczność zapewne nie zapomniała tego, że rok temu strzelił w złości piłką w sędzię liniową i został zdyskwalifikowany. Mocne echo mają też jego antyszczepionkowe wypowiedzi (choć ostatnio jest ich jakby mniej). Djoković nie ma szans, nawet jeśli wygra US Open jeszcze pięć razy, jako idol zastąpić w Nowym Jorku Rogera Federera, którego publiczność wspierała niezależnie od tego, z kim grał.
Czytaj więcej
Iga Świątek jest w trzeciej rundzie US Open po zwycięstwie nad Francuzką Fioną Ferro 3:6, 7:6 (7-...
Gwizdy i buczenie powitały Serba już podczas pierwszego meczu z Duńczykiem Holgerem Rune. To dowód, że w drodze po rekordowe 21. wielkoszlemowe zwycięstwo (po 20 mają Rafael Nadal i Federer) czeka Djokovicia droga przez mękę. A że nie jest to wcale „Żelazny Nole", pokazały igrzyska w Tokio, gdzie przegrał zarówno półfinał, jak i mecz o trzecie miejsce.
Sześć lat temu w Nowym Jorku szanse na swego Wielkiego Szlema straciła Serena Williams, wspierana przez cały stadion i całą Amerykę. Przegrała półfinał z Włoszką Robertą Vinci i później wielkoszlemowego turnieju już nie wygrała.