Roger Federer i Serena Williams otwierają listy rozstawionych, ale kandydatów do zwycięstwa jest więcej niż zwykle.
Obsada w Melbourne wreszcie jest bez zarzutu. Nie brakuje nikogo znaczącego, w turnieju kobiecym można nawet mówić o nadwyżce atrakcji z powodu powrotów Kim Clijsters i Justine Henin oraz spodziewanej poprawy formy Marii Szarapowej.
Szczególne zainteresowanie towarzyszy Henin. Jej niedawny finał z Clijsters w Brisbane był taki, że palce lizać. Belgijka nie ma miejsca rankingowego (nie zagrała po powrocie w trzech turniejach WTA), więc nie jest rozstawiona i mogła wpaść w pierwszej rundzie na każdą z wielkich rywalek. Los nie był aż tak srogi, ale już w drugiej rundzie siedmiokrotna mistrzyni wielkoszlemowa zapewne będzie się musiała zmierzyć z Jeleną Dementiewą.
To może być jeden z kluczowych meczów turnieju, bo Rosjanka jest mocna, ładne zwycięstwa w Sydney nad Dinarą Safiną i w finale nad Sereną Williams to potwierdzają.
Nie będzie finału sióstr Williams (obie są w górnej połówce), a Dementiewa lub Henin już w ćwierćfinale może zagrać z Clijsters, w półfinale na którąś z tej trójki może wpaść Szarapowa, która w meczach pokazowych potrafiła wygrać z Venus Williams i Caroline Wozniacki. Wciąż w słabszej formie są Serbki Ana Ivanović i Jelena Janković.