Koniec był szczęśliwy, ale Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski byli w pewnym momencie bardzo blisko porażki. Australijczycy Colin Ebelthite i Samuel Groth są znani tylko swoim rodakom, i to pewnie nie wszystkim. Gazety w Melbourne pisały o tym, że Groth żeni się z Jarmilą Gajdosovą, Słowaczką, która gra dla Australii. Nie pisały, co narzeczony potrafi na korcie, a okazało się, że rywale Polaków to solidna szkoła.
Dostali dzikie karty i zagrali tak, jak każe miejscowa tradycja – odważnie i według wszystkich reguł debla. Wygrali pierwszego seta 7:5. Serwis, return, ataki przy siatce – wszystko działało. Przed trzema laty polscy debliści byli w półfinale Australian Open, w tym roku są rozstawieni z numerem 6., ale z pierwszą przeszkodą męczyli się długo.
Australijscy kibice przeszkadzali im po swojemu. – Weź ręcznik ze sobą! – krzyczeli, gdy Fyrstenberg prosił chłopca od piłek o przyniesienie ręcznika. Nie pomagał sędzia, któremu pomylił się moment zmiany piłek, rwała się siatka. Matkowski kłócił się z sędzią stołkowym, a sposób na wygrywanie znalazł dopiero w tie-breaku drugiego seta. Gdy partner dorównał mu w trzecim secie, można było odetchnąć. Następni rywale to Australijczyk Stephen Huss i Brytyjczyk Ross Hutchins.
Agnieszka i Urszula Radwańskie wygrały z Jill Craybas (USA) i Tamarine Tanasugarn (Tajlandia) 6:3, 7:5. Z Australijkami Samanthą Stosur i Rennae Stubbs będzie trudniej, to para nr 5. Klaudia Jans i Alicja Rosolska walczyły z Tamirą Paszek (Austria) i Ipek Senoglu (Turcja). Przy wyniku 6:1, 2:1 rywalki zrezygnowały z gry. W drugiej rundzie czekają Chinki Zi Yan i Jie Zheng (nr 6), mistrzynie Australian Open i Wimbledonu z 2006 roku, brązowe medalistki olimpijskie z Pekinu. Swój pierwszy mecz deblowy przegrała tylko Marta Domachowska. Dziś w nocy grał jeszcze Łukasz Kubot.
Trzeci dzień turnieju wyłonił parę, której mecz obudzi piękne wspomnienia. Roger Federer (mistrz w latach 2004, 2006 i 2007) zmierzy się w trzeciej rundzie z Maratem Safinem (mistrzem z 2005 r.). Ich półfinał sprzed czterech lat (9:7 w piątym secie) to klasyka wielkiego tenisa. Są tacy, którzy wierzą, że Safin jest zawsze nieobliczalny, nawet dziś, gdy opowiada o końcu kariery i gra na środkach przeciwbólowych.