Roger stąd do historii

Jeśli Szwajcarzy mają serca, a nie tylko banki, w całym kraju powinny bić wczoraj dzwony. Roger Federer wygrał najważniejszy turniej na kortach ziemnych. W finale pokonał Robina Soderlinga 6:1, 7:6, (7-1), 6:4. W sobotę zwyciężyła Swietłana Kuzniecowa

Aktualizacja: 08.06.2009 08:54 Publikacja: 07.06.2009 18:41

Roger Federer z upragnionym pucharem

Roger Federer z upragnionym pucharem

Foto: AFP

Była 17.10, lodowate popołudnie, padało coraz bardziej. Grali od niespełna dwóch godzin. Federer zaserwował trudną piłkę, jego szwedzki rywal nie potrafił jej dobrze odbić. Deszcz padać nie przestał, ale historię tenisa trzeba od tego momentu pisać po nowemu.

Szwajcar jest szóstym zawodnikiem, który wygrał wszystkie turnieje wielkoszlemowe, w ilości zwycięstw zrównał się z Pete’em Samprasem (14) i jako drugi po Andre Agassim zwyciężył w czasach, gdy cztery turnieje odbywają się na czterech różnych nawierzchniach. Dokonał tego, co nigdy nie udało się Samprasowi – wygrał w Paryżu i teraz chyba nikt nie ma wątpliwości, że najlepszy tenisista wszech czasów urodził się 28 lat temu w Bazylei.

[srodtytul]Boss znowu rządzi[/srodtytul]

Federer wiedział, że gra o miejsce w historii. Przyznawali to wszyscy, także Andre Kirk Agassi, który przyjechał do Francji wraz z żoną Stefanie Graff (nie ma już Steffi, to było tylko sportowe zdrobnienie), by opowiedzieć o swych akcjach dobroczynnych i wręczyć nagrodę triumfatorowi. – Roger już dawno wygrałby tutaj i to nie raz, gdyby nie ten wybryk natury z Majorki. Zasłużył na to nawet bardziej niż ja dziesięć lat temu – powiedział Amerykanin.

Soderling nie miał szans, bo Federer zagrał o wiele lepiej niż w poprzednich pojedynkach. – Dostałem dziś lekcję tenisa – przyznał po meczu pokonany, dla którego był to pierwszy występ w wielkoszlemowym finale.

Mecz zaczął się dla Soderlinga fatalnie, już w pierwszym gemie przegrał swoje podanie, a w drugim nie wygrał ani jednej piłki. Widać było, że Szwed to nie Gael Monfils i nie Juan Martin del Potro, którzy Federera się nie bali. Ale z drugiej strony trzeba przyznać, że to był zupełnie inny Federer. Znakomicie serwował (w całym meczu 16 asów, a Soderling tylko 2) i co najważniejsze, nie drżała mu ręka przy ważnych piłkach.

„Boss znowu rządzi” – taki był wniosek z pierwszego seta. W drugim Szwed stwardniał, nie oddał ani jednego swojego podania, ale to też nie wystarczyło, bo w tie-breaku Szwajcar serwował asa za asem. Był skoncentrowany pomimo deszczu, wiatru i szaleńczego czynu zwolennika FC Barcelona, którego nie upilnowały siły porządkowe. Hiszpańscy dziennikarze twierdzą, że to szaleniec zawodowiec, bo widzieli go już w akcji nieraz. Wtargnął na kort i chciał założyć Federerowi swoją czapkę.

W secie trzecim Soderling znów przegrał pierwszego gema przy własnym serwisie i to wystarczyło, by przegrał finał, choć walczył do końca i pierwszy raz w meczu w dwóch gemach miał szanse na break. Nie wykorzystał żadnej.

[srodtytul]Nowy początek?[/srodtytul]

Jakie mogą być konsekwencje sukcesu Federera? Czy teraz będzie już płakał tylko z radości, tak jak wczoraj, czy zacznie pościg za Rafaelem Nadalem, który wciąż prowadzi w rankingu ATP? (Hiszpan wycofał się z turnieju w Queens i nie wiadomo, czy z powodu kontuzji kolana wystartuje w Wimbledonie). Zwycięstwo w Paryżu może być początkiem nowej kariery Federera. Porażka w finale ubiegłorocznego Wimbledonu podkopała jego morale i bardzo wzmocniła Nadala. Jeśli dawna aura niezwyciężoności wróci, może wrócić ten dawny Roger.

[srodtytul]Moc to nie wszystko[/srodtytul]

Po sobotnim finale Swietłana Kuzniecowa – Dinara Safina tenisowi antyfeminiści dostali do ręki kolejny argument. Równa płaca (zwycięzcy dostają po 1 mln 60 tys. euro) to na korcie nie zawsze jest równa praca i równy mężczyznom poziom. Liderka światowego rankingu nie rządziła ani przez chwilę. Szybko zobaczyliśmy, że moc nic nie znaczy, jeśli nie towarzyszy jej precyzja, ale nawet z mocą u Safiny nie było najlepiej, przede wszystkim przy serwisie.

Kuzniecowa zauważyła, że rywalka sama się zjada i grała spokojnie, a jej techniczne możliwości są dużo większe niż Safiny. W drugim secie siostra Marata definitywnie przegrała walkę z paraliżem, który zaczynał się w głowie, a kończył na rakiecie. Kiedy przy meczbolu popełniła podwójny błąd serwisowy, Kuzniecowa okazała jej miłosierdzie i nie cieszyła się przesadnie, choć to przecież dopiero jej drugi tytuł wielkoszlemowy (pierwszy – US Open 2004).

Wychowana w Hiszpanii dziewczyna z Sankt Petersburga także po meczu pokazała klasę. Na konferencję prasową przyszła może odrobinę zbyt umalowana (dominował niestety kolor niebieski), w białej marynarce przetykanej srebrną nitką, ale gdy zaczęła odpowiadać na pytania, okazało się, że Swietłana wciąż jest jedną z najsympatyczniejszych tenisistek.

Chwilę wcześniej Safina trzymała fason tylko w międzynarodowym towarzystwie, a potem rozpłakała się w ramionach dziennikarki z Moskwy.

Teraz dużo zależy od Marata – mówili rosyjscy koledzy po fachu. Jeśli on też przytuli siostrę, Dinara się podniesie, jeśli rzuci grubym słowem – może być depresja. Kiedyś bywał nieprzewidywalny, ale potem złagodniał. Siostra może chyba mieć nadzieję, że będzie bardziej bratem niż dawnym Maratem.

[ramka][b]Roger Federer - zwycięzca turnieju[/b]

Dobry początek meczu dodał mi pewności siebie. Kluczowe znaczenie miał set drugi, w którym zagrałem jeden z najlepszych tie-breaków w życiu, zaserwowałem cztery asy. Na początku trzeciego seta byłem bardzo zdenerwowany, bo poczułem, jak blisko jest zwycięstwo. Ostatni gem to już była tylko nadzieja na dobry serwis i błąd rywala. Tak było ze mną źle. Oczywiście jestem dumny z tego, co udało mi się osiągnąć, z wyrównania rekordu Samprasa i zwycięstwa na tym wspaniałym korcie. Tym bardziej że kibice w Paryżu od tak dawna mnie wspierali. Po wygraniu ciężkich meczów z Haasem, Monfilsem i del Potro poczułem, że tym razem może się udać. Ale to nie zmniejszało napięcia przed finałem. W sobotę wieczorem obejrzałem na DVD dwa swoje mecze z Soderlingiem – tegoroczny w Madrycie i ubiegłoroczny podczas turnieju w hali Bercy. Potem zjadłem kolację z żoną w moim pokoju. Nie chciałem mieć wokół siebie zbyt wielu ludzi. Dopiero teraz będziemy świętować wszyscy razem.

[i]notował m.ż.[/i][/ramka]

[ramka][b]Swietłana Kuzniecowa - zwyciężczyni turnieju kobiet[/b]

Jeszcze nie potrafię się cieszyć, może po paru kieliszkach wina będzie mi łatwiej. Jestem bardzo wierząca i widocznie Bóg chciał, żebym zwyciężyła. Po każdym wygranym meczu mówiłam sobie, że powinnam więcej pieniędzy podarować Kościołowi. Dwa razy w Paryżu miałam meczbole w spotkaniach z późniejszymi triumfatorkami, raz z Myskiną i raz z Henin. Teraz wreszcie wygrałam. W ubiegłym roku tuż przed turniejem Roland Garros nie wiedziałam, co robić: zostać w Hiszpanii czy wracać do Rosji. Brałam też pod uwagę zakończenie kariery. Na szczęście Marat Safin przekonał mnie, bym grała dalej. Wróciłam do ojczyzny, jednak nie do rodzinnego Sankt Petersburga, lecz do Moskwy. I dobrze zrobiłam, tam jest moje miejsce. Trenowałam z Olgą Morozową, ale rozstałyśmy się, bo nie jesteśmy z tego samego pokolenia. Ona jest zbyt dynamiczna, ja potrzebuję spokoju. Teraz doradza mi Larysa Sawczenko-Neiland i tak jest dobrze.

[i]notował m.ż.[/i][/ramka]

[ramka][b]Dinara Safina - finalistka turnieju kobiet[/b]

Przegrałam sama ze sobą. Nie wytrzymałam presji, którą sama sobie wmówiłam. Chwilami podczas tego finału bywałam dość bezradna, nie robiłam tego co powinnam. A przecież Swietłana nie grała tak agresywnie jak potrafi, miałam swoje szanse, jednak nie potrafiłam ich wykorzystać. Przegrałam sama ze sobą. To jest tym bardziej zaskakujące, że przed meczem czułam się normalnie, nie byłam zdenerwowana. Ale spokój uleciał, gdy weszłam na kort. Nie potrafiłam nawet serwować tak, by uzyskać przewagę. Zwykle podczas meczu, jeśli coś idzie źle, to zaciskam zęby i walczę, ale nie tym razem. Zaczęłam turniej bardzo dobrze, atakowałam i wszystko było w porządku, lecz od ćwierćfinałowego spotkania z Azarenką grałam już bardziej pasywnie. Wciąż wygrywałam, ale przeciwko Swietłanie taka gra nie wystarcza. Teraz jest mi bardzo przykro, na szczęście wkrótce jest nowy turniej, a potem następne. Zapomnę o tej porażce i przede wszystkim wyciągnę z niej wnioski. [/ramka]

Tenis
17-letnia Rosjanka znów za silna dla Igi Świątek. Polka nie obroni tytułu w Indian Wells
Tenis
Brąz cenniejszy niż złoto. Iga Świątek bierze rewanż za igrzyska
Tenis
Indian Wells. Rozpędzona Iga Świątek
Tenis
Raj zamienił się w piekło. Hubert Hurkacz przegrywa w Indian Wells
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Tenis
WTA w Indian Wells. Iga Świątek w najlepszym wydaniu. Jest jedno ale
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń