Jednego dnia skwar nie do wytrzymania, drugiego jezioro na kortach. - Witamy w Nowym Jorku - mówili obeznani z tutejszą pogodą. Ostatnie mecze eliminacji rozpoczęły się z sześciogodzinnym poślizgiem i poślizgiem się zakończyły, gdyż Janowicz o mało się nie przewrócił na linii zmoczonej powracającą mżawką. Hindus Somdev Devvarman wygrywał wtedy przy swoim serwisie 6:3, 5:2 i 15:15. Pojedynek od początku toczył się pod dyktando baloniastego topspinu tenisisty z Azji, na który Janowicz nie miał odpowiedzi. Warunki atmosferyczne spowalniały mocne strzały Polaka, a niska skuteczność pierwszego serwisu nie ułatwiała zadania. Łodzianin przejął inicjatywę dopiero po stracie dwóch podań w drugim secie, do wygranej potrzeba jednak cudu. Męski tenis ostatnio to nie jest sport dla młodych ludzi. Janowicz (229. ATP) jest najwyżej sklasyfikowanym 18-latkiem w rankingu.
Po raz trzeci w tym roku ujrzymy w wielkoszlemowym turnieju głównym singla trzy Polki. Marta Domachowska zmiotła z kortu swą rosyjską rywalkę. Widzowie zastanawiali się, czy mężczyźni poradziliby sobie z petardami naszej tenisistki. Serwis nie zawodził, praca nóg imponowała. - Czuję, że jest forma. Nowy trener ze Słowacji ułożył mój tenis od nowa. Przygotowuję się inaczej niż dotychczas. Moje dalsze szanse w turnieju zależą jednak od korzystnego losowania - powiedziała Domachowska.