Kobieta łatwo nie odpuści

Agnieszka Radwańska, najlepsza polska tenisistka mówi o popularności, wakacjach, studiach, i o tym, co w tenisie różni dziewczyny od chłopaków

Aktualizacja: 17.11.2009 08:22 Publikacja: 16.11.2009 18:43

Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]"Rz": Kiedy jest pani na wakacjach, tak jak w ostatnich dniach, potrafi pani zatęsknić za kortem?[/b]

[b]Agnieszka Radwańska:[/b] Nie. Bez przesady. Może mam już pewną chorobę zawodową, bo jak na urlopie wracałyśmy z plaży do pokoju, to łapałyśmy za pilota i oglądałyśmy w telewizji męski turniej w Paryżu. Ale jednak wakacje były najważniejsze. Quady, motorówki, wycieczki, czas dla siebie. Wyjechałam z siostrą, Karoliną Wozniacki i Angelique Kerber. Grupa polska, choć pod różnymi flagami. Miało nas być więcej, ale z naszego towarzystwa nie mogła pojechać np. Rumunka Soriana Cirstea. Tłumaczyła że na co dzień tak mało jest w domu. Więc byłyśmy we cztery. Wybrałyśmy Mauritius, wcześniej pomysłów było wiele. Barbados, Bahamy, Jamajka. Próbowałyśmy utrzymać miejsce w tajemnicy, ale jak widać na naszych zdjęciach z plaży w polskiej i duńskiej prasie, nie udało się.

[b]Zdjęcia były dość odważne.[/b]

Bez przesady. Leżałyśmy na brzuchu. Nikt się chyba nie spodziewał, że na upalnej wyspie będziemy się przykrywały kożuchami.

[b]Paparazzi polecieli za wami na Mauritius?[/b]

Nie, to byli miejscowi ludzie, wynajęci. Było ich pięciu, wycelowali aparat z wielką lufą z łódki pływającej przy brzegu, spod parasola. Po trzech godzinach się zorientowałyśmy, że to z naszej okazji. Trochę się pośmiałyśmy, bo to wszystko się działo w pierwszych chwilach naszych wakacji. Potem nikogo nie widziałyśmy. Jak widać, swoje zrobili.

[b]A poza tą lufą popularność w jakiejś innej formie dopadła panią na Mauritiusie?[/b]

Tam raczej wszyscy wiedzieli, że przyjechałyśmy i kim jesteśmy. Nawet pracownicy parku krokodyli, choć to było o godzinę drogi od naszego hotelu.

[b]Popularność panią męczy? W podróż z Krakowa do Warszawy (Agnieszka Radwańska była w stolicy na promocji nowej linii zegarków jej sponsora, Longines - red.) i z powrotem wyruszyła pani z ochroniarzem. [/b]

Wiedziałam, że będę wracała do domu późno, pociągiem i nie chciałam być sama. W Polsce ciężko mi się ukryć, nie pomaga już nawet chowanie się pod czapką. Ale i za granicą jestem rozpoznawana, co mnie bardzo zaskakuje, bo moim zdaniem zupełnie nie wyglądam na kogoś, kto gra w tenisa. Wchodzę np. do angielskiej restauracji i słyszę pytania: Czy to pani? Robię wtedy oczy wielkie jak dwa euro. Ale w sumie to miłe.

[b]Nie ma pani czasami wrażenia, że pani gra jest częściej komplementowana za granicą niż w Polsce?[/b]

Tak bywa. Gdy oglądam mecze dziewczyn z czołówki, na wysokim poziomie, nie widzę sensu szukania w nim akurat tego, co złe. Zagraniczne stacje tak nie robią. U nas bywa inaczej. Czasami gdy oglądam transmisję w naszej telewizji, wyłączam głos i skupiam się na tenisie.

[b] Przed wylotem na wakacje przeszła pani zabieg ścięgna dłoni, które dokuczało przez ostatni rok. Ręka dobrze się goi? [/b] Bez komplikacji, przynajmniej z zewnątrz. We wtorek ściągam szwy. A jak jest wewnątrz, to się okaże w poniedziałek, bo wtedy pierwszy raz biorę rakietę do ręki. Miną wtedy trzy tygodnie od zabiegu, jeśli będzie wszystko w porządku, zaczynam normalny trening. W odpoczynku na wakacjach rana nie przeszkadzała, lekarze nie zabronili mi się kąpać. Miałam specjalną rękawiczkę i pilnowałam, żeby rana nie była mokra.

[b]Zadziwiła pani wszystkich serią sukcesów w azjatyckich turniejach po US Open: półfinał w Tokio, finał w Pekinie. Dlaczego akurat późną jesienią grała pani najlepiej? [/b]

Samą siebie zaskoczyłam. Od US Open leczyłam kontuzję. Do Azji leciałam z przekonaniem, że może nawet nie zagram tam żadnego meczu, chciałam tylko uniknąć kary za nieobecność w Pekinie. Nie wierzyłam w awans do Masters, postawiłam już krzyżyk na sezonie, wzięłam kolejny zastrzyk w rękę. Trenowałam po 15, 20 minut dziennie, tylko po to żeby nie zapomnieć, jak się trafia w piłkę. A okazało się, że nie tylko mogę grać, ale i zwyciężać. Grałam na zupełnym luzie. To były w większości bardzo wyrównane pojedynki. Ale tak jak na początku sezonu często przegrywałam wygrane mecze, tak w Azji było odwrotnie.

[b]Będzie pani zmieniała coś w przygotowaniach do następnego sezonu?[/b]

Pewnie będzie trochę więcej siłowni. Starty zaplanuję podobnie jak w tym roku, z jedną różnicą. Ze względu na rękę nie mogę grać czterech czy pięciu turniejów z rzędu. Będę robiła przerwy. No i zaczynamy z siostrą studia na AWF. Ula już poszła się zorientować na uczelnię, co i jak. Spróbujemy, może się uda pogodzić to z tenisem. Jeśli nie, trudno. Tenis musi być na pierwszym miejscu. Zaczynam sezon w Sydney, 11 stycznia.

[b]Co będzie miarą sukcesu w przyszłym roku? Utrzymanie miejsca w dziesiątce w sytuacji gdy wracają Kim Clijsters i Justine Henin a Maria Szarapowa będzie grała cały rok na poważnie, czy jakiś sukces w Wielkim Szlemie, np. półfinał, bo tam jeszcze pani nie było?[/b]

Wiadomo, półfinał byłby mile widziany. Wielki Szlem to Wielki Szlem.

[b]A czy nie jest tak, że na reformie kalendarza najbardziej ucierpiał właśnie Wielki Szlem? Bo inne wielkie turnieje, przy obowiązkowej obecności gwiazd, stały się atrakcyjne jak nigdy przedtem.[/b]

I wcale nie są łatwiejsze od Wielkiego Szlema, bo w nim jest duża drabinka i pierwsze rundy gra się ze słabszymi zawodniczkami. A w najlepszych turniejach WTA Tour, zwłaszcza tych amerykańskich, już od pierwszej rundy jest bardzo trudno. Choćby Dominika Cibulkova odpadła kilka razy w pierwszych rundach.

[b]Yanina Wickmayer została ostatnio zdyskwalifikowana na rok za to, że trzy razy nie zgłosiła kontrolerom antydopingowym, gdzie jest. Belgijka tłumaczyła się, że nie potrafiła zalogować się do specjalnego systemu, w którym podaje się informacje kontrolerom. To rzeczywiście takie trudne?[/b]

Jest trochę skomplikowane, ale przecież nie ma obowiązku korzystania z systemu. Mnie on nie pasuje i robię to tradycyjnie: jeśli jestem na turnieju, to wypisuję kartkę i zostawiam organizatorom, a jeśli akurat nie startuję, to przesyłam dane faksem. Nie słyszałam jak się tłumaczyła Belgijka. Na pewno nikt nie może powiedzieć, że zapomniał się zameldować, bo przypominają nam o tym na każdym kroku plakaty, w WTA czuwa też nad tym specjalna osoba. Więc łatwych wytłumaczeń nie kupuję. System jest trochę uciążliwy, ingeruje w naszą prywatność, ale takie są reguły gry. Mnie badają kilkanaście razy w roku.

[b]Turniej Masters był dobrą reklamą tenisa? Bardziej zapamiętano z niego kontuzje, krecze i łzy niż same mecze.[/b]

Taki już urok końca roku i wyczerpania sezonem. Ja o tym, że zagram jako rezerwowa, zastępując Wierę Zwonariową w meczu z Wiktorią Azarenką, dowiedziałam się niedługo przed północą poprzedniego dnia. Trochę dziwnie się poczułam.

[b]Ale wygrała pani z Azarenką, otwierając Karolinie Wozniacki drogę do półfinału. Obiecała pani za to jakiś prezent, dotrzymała słowa?[/b]

Dotrzymała, kupiła dla mnie i Uli ładne torebki.

[b]Dzięki świetnej jesieni skończyła pani sezon w dziesiątce, co oznacza prestiż i premię od WTA, ale też konieczność gry w przyszłym sezonie tam, gdzie pani każą. Ucieszyła się pani, czy zmartwiła, gdy się okazało, że Marion Bartoli jednak pani nie dogoni?[/b]

Gdy mnie pytano przed turniejami w Azji o miejsce w dziesiątce i szanse wyjazdu na Masters, traktowałam to jak jakąś fantazję. Miałam wtedy kilkaset punktów straty. Ale jednak się udało, i trochę się do tego miejsca w dziesiątce przywiązałam. Ale Karolina albo Ula wypatrzyły podczas wakacji w internecie, że jak Bartoli wygra finał na Bali, to mnie wyprzedzi. Następnego dnia czekałam na wynik, okazało się, że Marion skreczowała. Utrzymałam dziesiąte miejsce sprzed roku. Cieszę się, ale wydaje mi się, że nakładany na dziewczyny z Top 10 zakaz gry w mniejszych turniejach jest bez sensu. Niby wszyscy mówią, że dzięki reformie kalendarza spadła liczba kontuzji, ale jakoś w Masters tego nie było widać. Mecze były dwa razy gorsze niż w środku sezonu. Inna sprawa, że w Katarze był tym razem taki upał, że pociłyśmy się oglądając wieczorem mecze w telewizji, a co dopiero grając. Może stąd tyle problemów ze zdrowiem.

[b]W wielu przypadkach jest tak, że to nie WTA nakłada na tenisistki ciężar ponad siły, tylko one same. Jak Karolina Wozniacki, grająca w tym sezonie bez opamiętania.[/b]

Karolina chyba rzeczywiście grała najwięcej ze wszystkich. Inna sprawa, że teraz kończy rok w dziesiątce i w następnym sezonie już nie będzie mieć takiej swobody. Może chciała ją wykorzystać, jak się dało. I potem to się zemściło.

[b]A pani zdaniem gdy coś boli, to lepiej zejść z kortu po dwóch gemach, jak Dinara Safina w Masters, czy zagrać cały mecz i jeszcze próbować walczyć w następnym, jak Wozniacki?[/b]

Jak się nie jest w stanie zagrać przynajmniej na 80 procent możliwości, to lepiej nie wychodzić. Na treningach było widać, że Safina w ogóle nie serwuje. Moim zdaniem jej wyjście na kort było niesportowe.

[b]Chodziło tylko o pieniądze? [/b]

No a po co się wychodzi na kort w Dausze?

[b]Czasami można mieć wrażenie, że tenisistom łatwiej niż tenisistkom przychodzi rezygnowanie z niektórych startów. Andy Murray na przykład w ogóle nie poleciał na Daleki Wschód, wolał zapłacić karę. Wśród kobiet trudno byłoby znaleźć taki przykład.[/b]

Wystarczy spojrzeć jak trenują kobiety a jak mężczyźni, żeby zobaczyć o co chodzi. Kobiety są tak zażarte, że nawet jak mają kontuzję nogi, to będą grały i trenowały na stojąco. Nie ma usprawiedliwień. Facet, jak go boli, to zejdzie z kortu. Baba będzie walczyła do ostatniej piłki. Gdy w jednym miejscu jest i turniej męski i damski, korty treningowe też są podzielone: dla nas i dla nich. I zawsze mnie to śmieszy: żeńska część jest zajęta od ósmej do ósmej wieczorem, a na męskiej tu ktoś zagra od czasu do czasu, tu nikt. Kończy się tak, że my zajmujemy ich korty. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że w Wielkim Szlemie chłopaki grają do trzech wygranych setów, więc potem mniej trenują. Ale np. w Indian Wells grają tyle co my, a korty męskie też stoją puste. Dziewczyna potrzebuje więcej treningu, bo u nas jest więcej tenisa, wymiany po 30 piłek. A u nich pach, pach, serwis, wolej, krótkie wymiany.

[b]Czyli jak ktoś mówi, że w kobiecym tenisie łatwiej się przebić, to nie ma racji?[/b]

Jest taka teoria, że jest łatwiej. A moja odpowiedź: sami spróbujcie.

[b]"Rz": Kiedy jest pani na wakacjach, tak jak w ostatnich dniach, potrafi pani zatęsknić za kortem?[/b]

[b]Agnieszka Radwańska:[/b] Nie. Bez przesady. Może mam już pewną chorobę zawodową, bo jak na urlopie wracałyśmy z plaży do pokoju, to łapałyśmy za pilota i oglądałyśmy w telewizji męski turniej w Paryżu. Ale jednak wakacje były najważniejsze. Quady, motorówki, wycieczki, czas dla siebie. Wyjechałam z siostrą, Karoliną Wozniacki i Angelique Kerber. Grupa polska, choć pod różnymi flagami. Miało nas być więcej, ale z naszego towarzystwa nie mogła pojechać np. Rumunka Soriana Cirstea. Tłumaczyła że na co dzień tak mało jest w domu. Więc byłyśmy we cztery. Wybrałyśmy Mauritius, wcześniej pomysłów było wiele. Barbados, Bahamy, Jamajka. Próbowałyśmy utrzymać miejsce w tajemnicy, ale jak widać na naszych zdjęciach z plaży w polskiej i duńskiej prasie, nie udało się.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Tenis
Iga Świątek i doping. Światowa Agencja Antydopingowa podjęła decyzję
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Tenis
Bezlitosna Iga Świątek. Pędzi przez Australian Open jak kolej wysokich prędkości
Tenis
Bez niespodzianek w Australian Open. Faworyci grają dalej, hit na horyzoncie
TENIS
Demonstracja siły! Emma Raducanu bez szans z Igą Świątek w Australian Open
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Tenis
Przeminęło z wiatrem. Magdalena Fręch odpadła z Australian Open
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego