Doktor Adam Królak, wielki spec tenisowy, autor podręczników, który przyjeżdża na turniej Roland Garros od kilkudziesięciu lat, widział Przysiężnego (94 ATP) tuż przed meczem pierwszej rundy z Rosjaninem Michaiłem Jużnym (nr 11). – Był jakiś taki przygaszony – opowiadał, gdy się spotkaliśmy na trybunach kortu numer 1.
Pierwsze piłki nie potwierdziły jeszcze mowy ciała polskiego tenisisty. Walczył z Jużnym jak równy z równym. Miał nawet szanse na przełamanie serwisu rywala. Nie udało się, za to kilka chwil później przegrał własne podanie. Od tego momentu gra zaczęła się toczyć w jedną tylko stronę. Polak stracił całkowicie wiarę w sukces, a Rosjanin już wiedział, czego może się po nieznanym sobie rywalu spodziewać. Nie trzeba było do tego nadmiernej przenikliwości. Przysiężny potrafił zagrać jedną lub dwie piłki na niebotycznym poziomie, po czym popełniał błędy w banalnych sytuacjach.
Nic dziwnego, że po 33 minutach było 6:1 dla Jużnego. Po dalszych 23 minutach 6:0 w drugim secie dla Rosjanina. I żadnych nadziei na odmianę losu. Mała polska grupka (Wojciech Fibak, siostry Radwańskie z ojcem, debliści Marcin Matkowski i Tomasz Bednarek) dodawali, jak tylko mogli, otuchy Przysiężnemu. – On nic nie gra, dawaj – próbowali oszukać naszego tenisistę. Ale on nijak nie dał się zwieść. Wynik 1:6, 0:6, 4:6 nie wygląda najlepiej, ale trzeba pamiętać, że jeszcze rok temu Polak był niemal na samym dnie światowego rankingu. A Jużny to gracz, który od wielu lat kręci się w okolicach pierwszej dziesiątki. Francuzi go doskonale pamiętają, bo przed ponad 7 laty zepsuł im święto w finale Pucharu Davisa, pokonując w decydującym meczu Paula Henri Mathieu.
Po meczu Przysiężny był równie przygaszony jak przed. – To nie był mój najlepszy występ w życiu – przyznał ze smutkiem w głosie. – Trochę się wcześniej denerwowałem, słabo spałem, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że czułem się wyjątkowo źle. Zbyt często oddawałem rywalowi punkty za darmo.
W tym momencie była jeszcze szansa na poprawę nastrojów. Łukasz Kubot (54 ATP) dopiero szykował się do pojedynku z Francuzem Josselinem Ouanną (130). Zanim wyszli na kort, wspominaliśmy z Wojciechem Fibakiem turniej sprzed 35 lat, kiedy to po raz ostatni grało w Paryżu dwóch Polaków. Tym drugim, obok mojego rozmówcy, był Jacek Niedźwiedzki. Obaj przegrali w pierwszej rundzie. Nie dopuszczaliśmy z Fibakiem myśli, że historia z 1975 roku może się powtórzyć.