Kto zna starszą z sióstr Radwańskich, wie, że to tenisistka poważna, jedna z tych, które dążą prosto do celu, a nie bawią się z publicznością. W czwartkowe popołudnie zrobiła wyjątek. Prowadziła z Albertą Brianti 6:2, 5:0. Mecz był, co tu kryć, jednostronny i w tej jednostronności dość nudny. Włoszka patrzyła na Polkę trochę błagalnie, trochę z nienawiścią.
Gdy z bezradności Brianti zaczęła uderzać ostatnie piłki najmocniej, jak potrafi, w końcu trafiła raz i drugi w rogi kortu, więc Agnieszka uznała, że może odbić piłkę tyłem do siatki, między nogami, żeby fotoreporterzy mieli ładne ujęcia. Odbiła, nie trafiła wprawdzie w kort, ale brawa zebrała i za chwilę skończyła nierówną walkę już bardziej konwencjonalnie. Brianti nie jest złą tenisistką, ale wychowana na kortach ziemnych nie umiała przestawić techniki i taktyki na inną nawierzchnię. Polka z zimną krwią korzystała z tej nieumiejętności.
Po kilku godzinach Radwańska i Rosjanka Maria Kirilenko wygrały jeszcze pierwszy mecz deblowy i mogły z uśmiechem myśleć o odpoczynku. W piątek znów zagrają wspólnie, to będzie zresztą dzień pozostałych polskich debli oraz jednego miksta, a w sobotę Polkę czeka mecz z Sarą Errani (nr 32), kolejną Włoszką, trochę mocniejszą niż poprzednia.
Łukasz Kubot przegrał mecz ze sprytnym Niemcem (Wojciech Fibak mówił: - To taka męska wersja Agnieszki Radwańskiej) właściwie przez jedną piłkę. W połowie czwartego seta było 2:3, 40-40, Polak serwował, trafił pięknie przy linii, brawa za asa przerwał krzyk sędziego: aut! Autu nie było, potem w szatni Petzschner przyznał, że piłka była kilkanaście centymetrów w korcie. Dyskusja nie pomogła, sędzia stołkowy powiedział, że nie widział, ze względu na wieczorny światłocień, liniowy nie mówił nic. Kubot nie potrafił zapomnieć, Petzschnerowi wróciła pewność siebie i dobry mecz Polaka miał gwałtowny zwrot. Żal, bo po dwóch setach naprawdę znakomitej gry. – To był jeden z najlepszych meczów w karierze, jakie przegrałem – mówił Kubot.
Czwartek 24 czerwca 2010 roku zostanie zapamiętany jako dzień czwartej w historii wimbledońskiej wizyty królowej. Jej Wysokość zawitała na korty godzinę przez pierwszym meczem. Przyjęła od dziewczynki podającej piłki bukiet z hortensji, agapantów, piwonii i róż. Weszła w szpaler sprawdzony przez służby i psy tropiące ładunki wybuchowe. Witała się z brytyjskimi juniorami oraz gwiazdami tenisa.