Wimbledoński styl każe mówić: Polka gra w drugim tygodniu turnieju. To zwyczajowe oddzielenie tych, którzy stanowili tło, od tych, którym przyjdzie tworzyć wydarzenia najważniejszych dni rywalizacji. Wolna od gry niedziela jeszcze wyraźniej podkreśla ten podział.
Agnieszka zagrała w sobotę najlepszy mecz tego Wimbledonu. Nawet surowy w ocenach ojciec powiedział: – Jeślibym miał do czegoś się przyczepić, to tylko do tego, że nie skończyła meczu z Sarą Errani trochę szybciej. Mogła to zrobić, gdyby walczyła odrobinę bardziej agresywnie.
Nawet on przyznał jednak, że to inna tenisistka niż ta z kortów Rolanda Garrosa. Serwis regularny, szybkość nóg bez zarzutu, wytrzymałość też. Mecz z Sarą Errani wcale nie był taki, jak sugeruje wynik. Pierwsze gemy trwały po kilkanaście minut. Włoszka, gdy była jeszcze pełna zapału, miała sposób, by zmusić Polkę do długich wymian. Czuła się w nich dość pewnie, jeszcze pewniej, gdy wygrała kilka akcji przy siatce – w takiej subtelnej grze Radwańska rzadko przecież znajduje lepsze.
Różnicę, jak niemal zawsze, widać było przy decydujących piłkach gemów. Wtedy w Agnieszkę wstępował duch bojowy, nie ustępowała ani o krok, myliła się rzadko, stawiała kropkę nad i, najczęściej bardzo efektownie.
Grały na błyszczącym od nowości korcie numer 2. To teraz trzeci wimbledoński kort z „jastrzębim okiem”, czyli systemem śledzenia lotu piłki. Dla widzów liczy się świetna widoczność z każdej strony ośmiokąta i nowe krzesełka, już nie tak twarde jak na korcie centralnym, tylko miękko wyściełane. Dla Polki nowość polegała przede wszystkim na tym, że piłki odbijały się nieco szybciej niż tam, gdzie grała wcześniej. Mogła więc liczyć na to, że nawet średniej mocy, ale celne serwisy będą jej pomagać w grze, że Errani nie zdąży do płasko lecących piłek.