W półfinale Barty pokonała Amerykankę Amandę Anisimovą 6:7 (4-7), 6:3, 6:3, a Vondrousova wygrała z Brytyjką Johanną Kontą 7:5, 7:6 (7-2).
Do tej pory żadna z finalistek nie była nigdy w wielkoszlemowym półfinale.
Mecz Barty z Anisimovą był szalony. Australijka zaczęła tak, jakby się jej bardzo spieszyło i jak życzyłby sobie dyrektor turnieju Guy Forget, bojący się, że deszcze sparaliżują rozgryki. Barty objęła prowadzenie 5:0. Zajęło jej to 12 minut. Anisimova popełniała błąd za błędem, wydawała się kompletnie zagubiona, jak przystało na nastolatkę. I kiedy wydawało się, że pojedynek zakończy się zanim siąpiący deszcz kompletnie tenisistki przemoczy, Anisimova zaczęła walczyć. Barty dwa razy przy swoim serwisie mogła zakończyć seta, oba te gemy przegrała i wcale nie były to jej ostatnie stracone szanse. Miała kolejną - serwowała prowadząc 6:5 i też nie dała rady. O wszystkim rozstrzygnął więc tie- break, po którym Anisimova miała prawo sądzić, że najgorsze już za nią, tym bardziej, że w secie drugim szybko objęła prowadzenie 3:0.
Niestety dla niej, dopiero wówczas ten mecz zaczął przypominać starcie zawodniczki czołowej światowej dziesiątki z juniorką. Barty odzyskała pewność siebie, odrobiła straty, ale to nie znaczy, że uleciało napięcie. Australijka wygrała dopiero przy szóstym meczbolu.
Dla zwyciężczyni drugiego półfinału Markety Vondrousovej ten turniej jest jak sen. Osiągnęła finał broniąc trzech setboli w secie pierwszym (przegrywała już 3:5). W secie drugim scenariusz był podobny, też prowadzenie Konty 5:3, udana pogoń Czeszki i tie-break, w którym Vondrousova szybko osiągnęła przewagę.