Pierwsi z ćwierćfinalistów weszli na kort centralny Djoković i David Goffin. Wedle norm wimbledońskich szybko z niego zeszli, gdyż Serb pokonał Belga 6:4, 6:0, 6:2 w niecałe dwie godziny, pozostawiając nas z miłą refleksją, że na razie lider rankingu światowego przegrał seta jedynie z Hubertem Hurkaczem.
Obecność Goffina w ćwierćfinale nie jest zaskakująca, ale Belg ostatnimi czasy miał, związaną z kontuzjami, zniżkę formy. Był jednak w 2017 r. pierwszym tenisistą ze swego kraju w pierwszej dziesiątce rankingu ATP, potrafił niekiedy wygrywać ze sławami, nawiązywał do podobnych sukcesów Xaviera Malisse, Filipa Dewulfa i innych rodaków.
W meczu z Djokoviciem nawiązał jednak raczej do skromnych wimbledońskich karier braci Christophe'a i Oliviera Rochusów, znanych wprawdzie z ambicji i umiejętności technicznych, ale regularnie przegrywających w Londynie z mistrzami gry na trawie.
Djoković zrobił swoje, w półfinale zmierzy się z Roberto Bautistą Agutem, wzorem hiszpańskiej solidności. Hiszpan wygrał z Argentyńczykiem Guido Pellą 7:5, 6:4, 3:6, 6:3, przestał być jedynym, który przechodzi turniej bez straty seta, ale nie przestał być uważany za zdolnego dworzanina, któremu do trzech obecnych królów tenisa jeszcze daleko.
Awans Bautisty Aguta i Rafaela Nadala powodują jednak, że zapominamy o tym, że kiedyś Hiszpanie nie chcieli grać na trawie. Zobaczyć dwóch w półfinale Wimbledonu – nigdy wcześniej tego nie było.