Półfinał i mecz o tytuł w hali Bercy były dla Djokovicia bardzo podobne: ani szybkobiegacz Kei Nishikori, ani bombardier Milos Raonic nie wytrzymali intensywności i precyzji gry Serba, obaj przegrali 2:6, 3:6. Być może Japończyk i Kanadyjczyk myśleli już o debiucie w Masters, obaj zdobyli kwalifikacje w piątek i w meczach z najlepszym tenisistą świata koncentracji nie starczyło.
Serbski mistrz bez straty seta wygrał w niedzielę 20. turniej z serii Masters 1000, w hali nie przegrał od dwóch lat, to było także zwycięstwo nr 600 w ATP Tour – jeszcze jeden powód, by podziwiać formę lidera rankingu. W „klubie 600+" jest dziś tylko piątka aktywnych tenisistów: Roger Federer (991), Rafael Nadal (706), Lleyton Hewitt (611) i David Ferrer (602).
Matkowski w finale
– Moje życie w tym roku układa się wspaniale na korcie i poza nim. To zwycięstwo, pierwsze w roli ojca, dedykuję synowi Stefanowi – mówił z dumą w Paryżu. Sukces Djokovicia oznacza, że Federer raczej nie dogoni Serba w rankingu. Arytmetyka podpowiada, że jest to możliwe, lecz przewaga 1310 punktów to dużo (przed turniejem było 490), nawet jeśli mistrz ATP Finals dostanie 1500 pkt i Szwajcar może coś dołożyć w Pucharze Davisa.
Francuscy kibice mieli w hali Bercy sporo atrakcji, nieczęsto się zdarza oglądać tak długą i zaciętą walkę o udział w Masters w singlu i deblu, zakończył ją dopiero w nocy z piątku na sobotę ostatni ćwierćfinał Nishikoriego i Ferrera.
Turniej deblowy miał tych bohaterów co prawie zawsze – bracia Bob i Mike Bryanowie wygrali, choć nie bez trudu, z Marcinem Matkowskim i Juergenem Melzerem po dwóch setach i tie-breaku. Dla Amerykanów, którzy od lat dbają, by szlachectwo debla jeszcze nie zginęło, był to wspólny tytuł nr 102 (Mike ma 104).