Losowanie, które odbędzie się dziś o godz. 13 w krakowskim Centrum Kongresowym, wyznaczy tylko kolejność spotkań singlowych. Reguła, że pierwszego dnia grają pierwsze rakiety z drugimi, obowiązuje, zatem najbardziej oczekiwany mecz Radwańska – Szarapowa powinien się zacząć w niedzielę w samo południe, po krakowsku mówiąc: w porze hejnału z wieży mariackiej.
Kogo zobaczymy w rosyjskiej drużynie w Kraków Arenie, nie jest jednak pewne, bo regulamin przewiduje możliwości zmian taktycznych, a prezes rosyjskiej federacji Szamil Tarpiszczew, gdy był kapitanem, bardzo je lubił. No i liczy się nastrój gwiazdy.
Nadzieja, być może płonna, podpowiada, że po Szarapowej nie należy się spodziewać wielkiej ochoty do walki. Zmęczenie po Australian Open robi swoje, zmiana strefy czasowej i klimatu też. Pierwsza rakieta Rosji niechętnie podejmowała obowiązki reprezentacyjne w przeszłości, po rzadkich powołaniach starała się nie przemęczać – na trzy podejścia zagrała w czterech singlach. W deblu nigdy.
Po drodze do Rio
Szarapowa zagra dla Rosji, gdyż chce uzyskać prawo występu w igrzyskach olimpijskich. Przed Londynem wymagano dwóch startów w Pucharze Federacji, przed igrzyskami w Rio Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) zwiększyła wymagania do czterech, ale władze WTA uznały pomysł za chybiony i zagroziły sankcjami (nawet w postaci nowych rozgrywek drużynowych pod egidą WTA). Nie jest więc całkiem jasne, ile razy trzeba grać dla kraju, by spełnić olimpijskie marzenia, wiadomo tylko, że trzeba.
Od chęci Szarapowej rzeczywiście zależy wiele. Ma z Agnieszką Radwańską bilans 11 zwycięstw w 13 meczach (z Ulą Radwańską wygrywa tylko 1-0), ranking i ostatnie wyniki nie kłamią: Rosjanka wygrała w tym roku turniej w Brisbane, była w finale Australian Open, grała dobrze. Gdyby zagrała w obu singlach, zrobiłaby dla starej ojczyzny niemało.
Dziękujmy losowi
Agnieszka Radwańska przeciwstawi jej talent, spryt i ambicję. Dwa przykłady dowodzą, że czasem się udaje, własne ściany oraz parę dni odpoczynku we własnym domu i spokojnego treningu też coś znaczą. Ile – tego dowiemy się w sobotę i niedzielę. Nie można wykluczyć, że najlepsza z Polek dołoży swoje także w grze deblowej, jak to czyniła nieraz po drodze do Grupy Światowej I.
Jeśli dodać zupełnie dobry początek sezonu jej młodszej siostry, wygrane w eliminacjach turniejów WTA, pozytywny bilans otwarcia roku: osiem zwycięstw, dwie porażki – to można się skłaniać do cichego optymizmu. Doświadczenie deblistek Klaudii Jans-Ignacik (ćwierćfinał w Melbourne) i Alicji Rosolskiej też dopisujemy do polskich zalet.