Karolina Pliskova zaczęła turniej od porażki ze Switoliną, potem dość łatwo pokonała kontuzjowaną Biankę Andreescu, dopiero bezpośredni mecz z Halep decydował o awansie. Zaczął się od zadziwiająco krótkiego seta wygranego 6:0 przez Czeszkę, ale Rumunka potrafiła wyrównać, zwyciężyła w drugim secie 6:2 i wtedy ona wydawała się murowaną kandydatką do gry z Barty.
Zmiana ról i nastrojów kibiców nastąpiła jeszcze kilka razy – najpierw Halep objęła prowadzenie w decydującym secie 2:0, by przegrać kolejno pięć gemów, potem wygrać dwa i przy stanie 4:5 i własnym serwisie – jednak przegrać. Cała uroda kobiecego tenisa zamknęła się w tej zmienności wydarzeń na korcie w hali w Shenzen.
– Simona jest wspaniała zawodniczką, zawsze gra z nią jest bardzo trudna, ale znalazłam w końcu rozwiązanie, by, być może trochę szczęśliwie, wygrać ten mecz – mówiła Czeszka.
Wcześniej odbyło się spotkanie Eliny Switoliny z rezerwową Sandrą Kenin, które nie miało znaczenia dla układu tabeli, ale dawało wygrywającej 305 tys. dolarów.
Ta rywalizacja okazała się również wyjątkowo zacięta – Ukrainka wygrała z młodą Amerykanką (zastępującą Andreescu) 7:5, 7:6 (12-10). Drugi set mógł się podobać bardziej – Kenin obroniła w nim pięć piłek meczowych, sama miała dwie piłki setowe, ale groźba przedłużenia meczu okazała się dla Switoliny dostatecznie motywująca, by zagrać tak, by nie było trzeciego seta.