Najbardziej cieszy, że mecz skończył się w dwóch setach, kolana zostały oszczędzone, a następna rywalka Agnieszki – Amerykanka Christina McHale (60. WTA, bilans z Polką 0-5) grała długo (3:6, 7:5, 6:3) z Brytyjką Kate Boulter.
– Nie wiem, czy przeżyłabym w pierwszej rundzie trzy sety. Czuję się, jakbym grała pięć. Po prostu wiem, jak to jest walczyć praktycznie bez przygotowania. Daleko mi do stu procent formy, ale i tak jest znacznie lepiej niż w Eastbourne. Tam grałam tak, jakbym wyszła na kort w piżamie, prosto z łóżka. Właściwie jakby mnie na korcie nie było. Teraz skutki wirusa są na pewno mniejsze, z meczu na mecz powinno być lepiej. Treningi wyglądają dobrze, lecz spotkania wielkoszlemowe to inna historia. To nie jest takie proste przełożyć trening na ważny mecz. Wciąż potrzebuję więcej ogrania, może dobrze, że w pierwszej rundzie trafiłam na rywalkę, z którą zagrałam tak intensywnie jednego seta – mówiła polska tenisistka do dziennikarzy.
Magda Linette opuszczała kort nr 11 z miną bardziej zagniewaną niż smutną. Mogła być zła na siebie, bo mecz z Bethanie Mattek-Sands z pewnością był do wygrania (w marcu 2016 roku w Miami się udało). Wynik 1:6, 6:2, 6:3 dla Amerykanki słusznie podpowiada zmienność wydarzeń, ale nie taką, że Polka nagle straciła energię albo pomysł na grę po pierwszym secie.
Nie straciła, tylko Mattek-Sands, nieziemsko biały motyl amerykańskiego tenisa (do podkolanówek, znaku rozpoznawczego od lat, dodała utlenione na biało włosy, jasny makijaż i sporo warstw plisowanej spódniczki), znacząco podniosła poziom gry. Pani Bethanie zaprezentowała też wiele atutów ważnych w grze na trawie: wyniesiony z debla niezły serwis, dobry return i pewną rękę przy siatce.
Z rutyną rozbiła kombinacyjną grę Polki, w trzecim secie prowadziła już 5:0, gdy i ją dopadła słabość: wyraźnie straciła kondycję w parne londyńskie popołudnie. Robiła co mogła, by zyskiwać sekundy na oddech, dyskutowała bez potrzeby, zmieniała z nagła rakietę, wycierała pot z twarzy w zwolnionym tempie, opóźniała podanie jak mogła. Pani sędzia dała ostrzeżenie, na co cały kort usłyszał słowa Amerykanki: – To zrób coś z tymi zbyt wolnymi dzieciakami do podawania piłek.
Trzy kolejne gemy dla Magdy Linette przywróciły odrobinę wiary w zmianę wyniku, chorwacki trener Polki Ivo Zunić nie chciał siąść i wykrzykiwał „Idemo!" w każdej przerwie, ale Bethanie Mattek-Sands odzyskała akurat tyle sił, by brakujący gem wyrwać.