Korespondencja z Londynu
Wynik spotkania Radwańskiej z Christiną McHale: 5:7, 7:6 (9-7), 6:3. Czas gry: 2 godziny 43 minuty. Temperatura na korcie po ostatniej piłce: 31 stopni. Każdy obecny potwierdzi, że łatwo nie było.
Do stanu 5:5 w pierwszym secie wszelkie znaki wskazywały, że Agnieszka ma mecz pod kontrolą. Remis remisem, lecz gemy serwisowe Radwańskiej wyglądały lepiej, rywalka musiała znacznie dłużej pracować na każdy punkt. Ale przyszedł koniec seta i nastroje na polskiej ławce, wzmocnionej przez kolorową obecność piłkarza Marcina Wasilewskiego, się zmieniły.
Powiedzieć, że panna Christina to Amerykanka, to tylko część prawdy. McHale urodziła się w stanie New Jersey, ale mama Margarita i babcia Maria Livia na Kubie, tata to zamerykanizowany Irlandczyk. Kubańscy przodkowie tenisistki musieli opuścić wyspę w 1962 roku, gdy dziadek Sergio, dziennikarz, napisał w gazecie, że ma obawy o przyszłość kraju pod rządami Fidela Castro. Przez Hiszpanię i stan Massachusetts trafili do New Jersey. Dziadek nie dożył, ale babcia w kwietniu tego roku mogła pojechać po 55 latach do Hawany, by wnuczka odkryła swe kubańskie korzenie.
Kubańsko-irlandzka gorąca krew bardzo pomogła w końcówce pierwszego seta, gdy McHale przebrnęła przez trud długiej walki, cztery równowagi, aż dotarła do piłek setowych. Drugą wygrała.