Mayweather wygrał z Oscarem De La Hoyą, ale to pokonany zarobił więcej – 50 mln dolarów, bo wszystko, czego się dotknie, zamienia w złoto. De La Hoya walczy tylko raz w roku, ale kiedy wchodzi na ringu, finansowe rekordy pękają jak mydlane bańki.
Kiedy osiem lat temu „Złoty Chłopiec” walczył w Las Vegas z Feliksem „Tito” Trinidadem, sprzedaż pay per view (1,4 mln) zbliżyła się do rekordu należącego do Mike’a Tysona i Evandera Holyfielda (1,96 mln). Nigdy wcześniej pięściarz niższej kategorii nie osiągnął takiego sukcesu finansowego. Śmietankę zawsze spijali najciężsi. Teraz mistrzowie wagi ciężkiej mogą tylko marzyć o sumach, które otrzymuje za swoje walki złoty medalista olimpijski z Barcelony (1992).
Ale De La Hoya jest kimś więcej niż wybitnym pięściarzem. To sprawny biznesmen zarządzający wielkim imperium medialnym i szef znakomicie prosperującej firmy Golden Boy Promotions. Sam fakt, że raz w roku jest w stanie zmusić się do katorżniczego treningu i przygotować do wielkich sportowych wyzwań budzi szacunek. W maju „Złoty Chłopiec” stoczył z Floydem Mayweatherem juniorem pojedynek zapierający dech w piersiach. Żaden z nich nie leżał na deskach, ale walka trzymała w napięciu do samego końca. Werdykt przyznający wygraną Mayweatherowi był dyskusyjny, ale nikt nie umniejsza talentu zwycięzcy. To pięściarski geniusz, może nawet większy niż De La Hoya, choć nie tak popularny. Dla koneserów ten właśnie pojedynek jest walką roku, Mayweather zaś w pełni zasługuje na tytuł Boksera Roku.
Wspaniałych walk było jednak znacznie więcej. Chociażby wyjątkowy pojedynek dwóch Meksykanów, Juana Manuela Marqueza z Marco Antonio Barrerą (junior lekka), czy porażka niepokonanego Hattona z Mayweatherem (półśrednia). Światowej klasy mistrzem jest też Portorykańczyk Miguel Cotto, który w wielkim stylu rozprawił się z Shane’em Mosleyem, oraz Filipińczyk Manny Pacquiao, który w tym roku pokonał Barrerę.
Waga ciężka wciąż mówi po rosyjsku. Mistrz WBC Oleg Maskajew jest Kazachem i ma rosyjski paszport. Rusłan Czagajew (WBA) pochodzi z Uzbekistanu, Władimir Kliczko (IBF) jest Ukraińcem, a Sułtan Ibragimow (WBO) Rosjaninem z Dagestanu. I, prawdę mówiąc, nie zanosi się na zamach stanu. Solidnym pięściarzem jest wprawdzie Nigeryjczyk Samuel Peter (mistrz tymczasowy WBC), ale nigdy nie będzie nowym Tysonem. O tytuł z Ibragimowem bił się w Moskwie 45-letni Evander Holyfield (USA), ale jego czas już minął. Jedynym, który w niedalekiej przyszłości może zagrozić mistrzom z krajów byłego ZSRR, jest uciekinier z Kuby Odlanier Solis. Trzykrotny mistrz świata amatorów i złoty medalista igrzysk w Atenach (2004) jest w stanie ich pokonać. A jeśli nie on, to na pewno może tego dokonać Aleksander Powietkin, kolejny rosyjski kandydat na mistrza.