To były pierwsze mistrzostwa w socjalistycznej części Europy i Puchar Henri Delaunaya pozostał po tej stronie żelaznej kurtyny na cztery lata, ale nie dzięki gospodarzom, tylko niedocenianym Czechom. Pierwszy sukces ta drużyna odniosła już w eliminacjach, awansując do finałów kosztem Anglików i ZSRR. To były w ojczyźnie futbolu bardzo chude lata: między 1970 a 1980 rokiem Anglia nie zagrała w żadnym wielkim turnieju. W Euro 1976 zabrakło także m.in. Włochów, Szwecji, Szkocji, a porażki Francji mało kogo wzruszały. To jeszcze nie była wielka drużyna. Francuzi dopiero wprowadzali swój słynny program szkolenia i selekcji.
Wydarzeniem eliminacji były dwa ćwierćfinałowe mecze Czechosłowacji ze Związkiem Radzieckim. Eliminacje Czechosłowacja rozpoczęła od porażki, właśnie z Anglią, ale potem miała niezwykłą passę. Od towarzyskiego meczu z Polską w listopadzie 1974 roku do meczu z Niemcami w Hanowerze jesienią roku 1976 reprezentacja nie przegrała żadnego z 22 spotkań. I nie było w tym przypadku.
W roku 1972 trenerem Czechosłowacji został Vaclav Jeżek, dawniej przeciętny piłkarz, później trener z sukcesami w praskich klubach Dukla i Sparta. Wziął sobie do pomocy byłego obrońcę Slovana Bratysława Jozefa Venglosa i wkrótce ta para zyskała opinię jednej z najlepszych w trenerskim fachu. Dla Venglosa praca z czechosłowacką kadrą stała się trampoliną do kariery w wielu zachodnich klubach i w Komisji Technicznej UEFA.
Reprezentacja ZSRR, trenowana przez niespełna 40-letniego Walerego Łobanowskiego, oparta była niemal w całości na Dynamie Kijów. Piłkarze zamknięci zostali w złotej klatce, mieli warunki jak na Zachodzie, opływali w luksusy, tylko drzwi klatki były zamknięte. Z punktu widzenia radzieckiej propagandy to się opłacało. W roku 1975 Dynamo wywalczyło Puchar Zdobywców Pucharów, a w walce o Superpuchar Europy pokonało dwukrotnie Bayern. Oleg Błochin strzelił w tych meczach trzy bramki, a korespondenci „France Football” przyznali mu Złotą Piłkę.
Dynamo i tożsama z nim radziecka reprezentacja to były świetne drużyny, ale czechosłowacka okazała się jeszcze lepsza. Ćwierćfinał miał swój podtekst. Osiem lat po praskiej wiośnie i „przyjacielskiej” pomocy Armii Czerwonej pamięć tamtych dni była jeszcze świeża. 50 tysięcy ludzi na stadionie w Bratysławie dopingowało piłkarzy, jakby walczyli w ich imieniu na froncie. Gospodarze zwyciężyli 2: 0 po golach Jozefa Modera i Antonina Panenki z wolnego.