Ameryka jest gotowa na wygranie mundialu

- Rzeczywiście istniała taka możliwość, aby Żurawski grał w tym sezonie w naszej drużynie. Zamiast tego wybrał jednak Grecję - mówi Alexi Lalas, jeden z najwybitniejszych amerykańskich piłkarzy wszech czasów, obecnie generalny menedżer Los Angeles Galaxy

Aktualizacja: 15.06.2008 15:53 Publikacja: 15.06.2008 01:11

Alexi Lalas

Alexi Lalas

Foto: AP

W ubiegłym roku rozpoczął Pan najdroższy w historii amerykańskiej piłki projekt o nazwie „David Beckham”. Jak daleko sięga Pańska wizja budowy gwiazdorskiej drużyny, czy ma już Pan w głowie nazwiska kolejnych wirtuozów, których zamierza ściągnąć do Kalifornii?

- Na razie przyglądamy się, jak jego obecność wpływa na zespół zarówno na boisku, jak i poza nim. Musimy zagwarantować, że będzie miał wokół siebie zawodników na odpowiednim poziomie. Nie zatrudnimy drugiego Beckhama, bo po pierwsze – nie stać nas na to, a po drugie – zabraniają tego przepisy MLS. Teraz najważniejszym zadaniem oraz wyzwaniem dla nas jest to, jak wykorzystamy obecność Davida w L.A. dla budowy fundamentów mocnego, zakorzenionego klubu, nie tylko z myślą o Ameryce, ale również w sensie globalnym. Rozumiemy, że to jest proces, który zajmie trochę czasu. Wysłaliśmy jednak wiadomość całemu światu – Galaxy to zespół, który podpisał kontrakt z Beckhamem, ma w składzie najlepszego piłkarza rodem z USA w osobie Landona Donovana oraz trenera z niesamowitym nazwiskiem i doświadczeniem – Ruuda Gullita. Z tego chcemy być znani. Ale to dopiero pierwszy etap. W kolejnym – chcemy zacząć wygrywać na dużą skalę i przygotować się do następnego, wielkiego transferu. Skoro mamy pewność, że David zostanie z nami na kilka lat, na pewno będziemy szukać drugiej, wielkiej gwiazdy w Europie.

Europejska prasa wymieniała nazwiska Thierry’ego Henry’ego, Ronaldinho, Ronaldo…

- Będziemy przyglądać się każdej możliwej opcji. Ludzie w Europie nie zdają sobie jednak sprawy ze specyfiki MLS i obowiązującego w niej limitu wynagrodzeń, który mocno ogranicza naszą swobodę. Jako organizacja Galaxy wiemy, że bylibyśmy w stanie wygenerować więcej pieniędzy na transfery, ale z drugiej strony rozumiemy, że polityka władz ligi pozwala utrzymać wszystkim klubom płynność i stabilność finansową.

Nie sądzi Pan jednak, że te przepisy tak naprawdę zatrzymują rozwój Major League Soccer? Przy limicie wynagrodzeń nigdy nie będziecie w stanie konkurować z największymi ligami w Europie?

- Zatrzymują rozwój niektórych zespołów, to prawda. Tutaj w Ameryce ludzie podają jednak inny przykład – w takiej Anglii Chelsea, Manchester United, Arsenal oraz Liverpool mają najwięcej pieniędzy, wydają miliony i każdego roku dzielą między sobą miejsca w czołówce ligi. Z amerykańskiego punktu widzenia ta powtarzalność jest nudna, odbiera emocje oraz element równości szans, który charakteryzuje rozgrywki w różnych dyscyplinach sportu w naszym kraju. MLS wychodzi z założenia – jesteśmy tak mocni, jak nasz teoretycznie najsłabszy zespół. Każda drużyna musi mieć dobrych zawodników. Kibice w Europie tego nie rozumieją.

Nie rozumieją jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie, że władze ligi kontrolują rynek transferowy. To już jest socjalizm w najczystszej postaci!

- Wiem, wiem (śmiech). Z każdym rokiem ta sytuacja zmienia się jednak na korzyść. W końcu pozwolono nam przecież na podpisanie umowy z Beckhamem…

Wśród kandydatów do gry w barwach Galaxy wymieniano niedawno kapitana reprezentacji Polski Macieja Żurawskiego. Potwierdza Pan zainteresowanie tym zawodnikiem?

- Tak. Rozmawiałem z nim. Odpowiem tak – dobrym skutkiem transferu Beckhama jest to, że wzbudziliśmy zainteresowanie na całym świecie, a złym, że ludzie myślą teraz, iż w Kalifornii pieniądze rosną na palmach i możemy je w każdej chwili zerwać w dowolnych ilościach… Na świecie jest tylko jeden Beckham, piłkarze muszą myśleć realnie. Jeżeli grasz głównie dla pieniędzy – Stany Zjednoczone nie są najlepszym miejscem dla kontynuowania kariery. Jeżeli natomiast chcesz przeżyć przygodę, samodzielnie albo z rodziną, w młodym albo starszym wieku, mieć fajne życie, zdobyć nowe doświadczenia, to zapraszamy. Los Angeles oferuję niepowtarzalny styl życia, okazję poznania różnych kultur, wzbogacenia osobowości. Z drugiej strony – kariera zawodowego piłkarza jest krótka, więc wcale mnie nie dziwi chęć zgromadzenia oszczędności, ustawienia się na całe życie. Ja to naprawdę rozumiem.

Rozmawialiście z innymi polskimi piłkarzami?

- Nie, interesował nas tylko Żurawski. Rzeczywiście istniała taka możliwość, aby grał w tym sezonie w naszej drużynie. Zamiast tego wybrał jednak Grecję. Proszę mi powiedzieć – czy grecka ekstraklasa jest rzeczywiście taka wspaniała?

Nie sądzę.

- No widzi pan… Ale tam zapłacili mu więcej pieniędzy.

Żurawskiemu chodziło jednak również o dobre przygotowanie do finałów mistrzostw Europy.

- Być może. Ale czy David nie gra cały czas w reprezentacji Anglii? Właśnie puszczamy go pod koniec maja na kolejne zgrupowanie.

Jak ocenia Pan dotychczasowe efekty pobytu Beckhama w Los Angeles?

- Na solidną czwórkę (w oryginale: „solid B”, w Ameryce obowiązuje inna skala ocen). Poprzedni sezon był trudny, ponieważ każdy chciał obejrzeć Beckhama, a tymczasem on leczył uraz za urazem. Takie są jednak realia sportu – zawodnicy czasem, po prostu, chorują. David kreuje wokół siebie tak olbrzymie zainteresowanie, że nierzadko stwarza to olbrzymią presję, która spada również na innych zawodników, nieprzywykłych to takiego zamieszania wokół drużyny. To jest dla nich także zupełnie nowe doświadczenie. Na szczęście teraz mamy grupę piłkarzy, która dojrzała w ciągu roku. Oni już zdają sobie sprawę z sytuacji, w której się znajdują, wiedzą kto to są paparazzi, z kim należy rozmawiać i o czym, a z kim nie. Że to co powiedzą, zostanie wydrukowane w gazetach całego świata.

Czy Beckham pomaga swoim kolegom z zespołu?

- Tak. Stara się pomagać, a przy tym sam uczy się ciągle specyfiki tej ligi. Na treningach pracuje jednak bardzo ciężko, będąc przykładem dla wszystkich pozostałych. Najważniejsze jest jednak to, co robi w trakcie meczu. Wtedy widać, dlaczego jest prawdziwą gwiazdą. Potrafi sprostać tej olbrzymiej presji, skierowanym na niego oczom wszystkich kibiców i grać tak, jak potrafi najlepiej. Tym wzbudza szacunek innych zawodników.

Pan osobiście był częścią wspaniałej reprezentacji USA na mistrzostwach świata w 1994 roku, kiedy nieoczekiwanie awansowaliście do 1/8 finału i omal nie wyeliminowaliście późniejszych mistrzów, reprezentację Brazylii z Romario i Bebeto w składzie. Wtedy rozpoczęła się moda na soccer w Ameryce, powstała MLS…

- To było cudowne lato. Dla piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych i dla mnie osobiście. Ludzie w Ameryce zobaczyli, że „soccer” może fascynować. Dzięki sukcesowi na mundialu w 1994 roku powołano do życia Major League Soccer. Wierzę zresztą, że już niebawem znów dostaniemy organizację mistrzostw świata, a wtedy zrobimy jeszcze trzy razy lepszą imprezę niż przed czternastoma laty.

Od pewnego czasu reprezentacja USA radzi sobie bardzo dobrze. Na mistrzostwach świata w 2002 roku awansowała do najlepszej ósemki, regularnie ma miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu FIFA.

- Powszechnie mówi się, że nasza reprezentacja to ciągle zespół rozwojowy, dopiero budujący swoją siłę. Tak naprawdę nikt jednak, żaden trener, nie lubi grać przeciwko Amerykanom. Problem polega na tym, że rywale nie mają nic do wygrania. Jak nas pokonają, powszechna reakcja będzie – no tak, to tylko reprezentacja USA. A gdy przegrają – jak to, nie daliście rady Amerykanom? Prawda jest taka, że jesteśmy dużo lepsi, niż ludzie powszechnie myślą. Aby zdobyć mistrzostwo świata potrzebne są talent, doświadczenie i tradycja, co już mamy, a także czwarty czynnik – szczęście. Nieważne, czy jesteś Brazylią, czy Niemcami, potrzebujesz szczęścia, aby wygrać mundial.

Czy teraz soccer wzbudza większe zainteresowanie wśród młodzieży, ludzie w USA bardziej garną się do uprawiania tej dyscypliny sportu? Czy możecie stać się wreszcie bardziej konkurencyjni dla koszykówki, baseballa, hokeja oraz futbolu amerykańskiego?

- Absolutnie. Teraz powoli kariery rozpoczynają piłkarze z pokolenia wychowanego na sukcesie z 1994 roku. „Soccer” stał się częścią ich stylu życia. To się nie dzieje z dnia na dzień, ten proces zajmuje więcej czasu, ale efekty powoli są widoczne. Przez tych czternaście lat zrobiliśmy niewiarygodne postępy. Czy wyobraża pan sobie, co się stanie w trakcie kolejnych 14 lat?

Mistrzostwo świata dla USA?

- O tak! Mamy już dobry zespół, doświadczonych piłkarzy, a także tradycję, bo od 1990 roku nieprzerwanie bierzemy udział w mistrzostwach świata. Potrzebujemy tylko trochę szczęścia. Tego, że piłka odbije się od kolana, kostki, a nawet ucha zawodnika stojącego w murze i wpadnie do siatki w 90. minucie decydującego meczu… Tak wygrywa się wielkie turnieje. Jedna akcja, jeden strzał mogą zmienić wszystko.

W ubiegłym roku rozpoczął Pan najdroższy w historii amerykańskiej piłki projekt o nazwie „David Beckham”. Jak daleko sięga Pańska wizja budowy gwiazdorskiej drużyny, czy ma już Pan w głowie nazwiska kolejnych wirtuozów, których zamierza ściągnąć do Kalifornii?

- Na razie przyglądamy się, jak jego obecność wpływa na zespół zarówno na boisku, jak i poza nim. Musimy zagwarantować, że będzie miał wokół siebie zawodników na odpowiednim poziomie. Nie zatrudnimy drugiego Beckhama, bo po pierwsze – nie stać nas na to, a po drugie – zabraniają tego przepisy MLS. Teraz najważniejszym zadaniem oraz wyzwaniem dla nas jest to, jak wykorzystamy obecność Davida w L.A. dla budowy fundamentów mocnego, zakorzenionego klubu, nie tylko z myślą o Ameryce, ale również w sensie globalnym. Rozumiemy, że to jest proces, który zajmie trochę czasu. Wysłaliśmy jednak wiadomość całemu światu – Galaxy to zespół, który podpisał kontrakt z Beckhamem, ma w składzie najlepszego piłkarza rodem z USA w osobie Landona Donovana oraz trenera z niesamowitym nazwiskiem i doświadczeniem – Ruuda Gullita. Z tego chcemy być znani. Ale to dopiero pierwszy etap. W kolejnym – chcemy zacząć wygrywać na dużą skalę i przygotować się do następnego, wielkiego transferu. Skoro mamy pewność, że David zostanie z nami na kilka lat, na pewno będziemy szukać drugiej, wielkiej gwiazdy w Europie.

Pozostało 84% artykułu
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych