Raymonda Domenecha nie opuszcza dobry humor. Francja w pierwszym meczu zremisowała z Rumunią i w drugim została zmieciona z powierzchni ziemi przez Holandię, a mimo to jej trener zapowiada, że dzisiejsze spotkanie z Włochami jest przedwczesnym finałem. Kibice śmieją się, że finałem największych przegranych turnieju.
Dwa lata temu na mistrzostwach świata w Niemczech niby pod wodzą Domenecha, ale tak naprawdę Zinedine’a Zidane’a, Francuzi zagrali z Włochami o złoto w Berlinie. Chociaż do pełni szczęścia brakowało niewiele, drugie miejsce i tak było sukcesem ponad stan.
Domenech po turnieju niczego nie zmieniał, przywiózł do Szwajcarii niemal tych samych staruszków co przed dwoma laty do Niemiec, zostawiając za to w domu Davida Trezegueta, a zabierając nowicjusza w kadrze – Bafetimbiego Gomisa.
Po porażce 1:4 z Holandią prasa nie zostawiła na Domenechu suchej nitki. Gomis wszedł na boisko w 60. minucie, ulubieniec trenera Nicolas Anelka w 75., a tacy zawodnicy jak Samir Nasri czy Karim Benzema, o którego bije się pół Europy, nie podnieśli się nawet z ławki rezerwowych.
– Wstawiłem Gomisa, bo potrzebowałem prawdziwego środkowego napastnika. Nie będę wymieniał nazwisk tych piłkarzy, na których się zawiodłem, jeśli wygrywamy jako drużyna, to i przegrywamy razem. Muszę jednak przyznać, że nasze dotychczasowe atuty zamieniały się w nasze słabości – powiedział.