W sobotę w Tuluzie Brytyjczyk Mark Cavendish, a w niedzielę na górskim etapie w Pirenejach Włoch Riccardo Ricco odnieśli swoje drugie zwycięstwa w tegorocznym wyścigu. Żółtą koszulkę lidera zachował Luksemburczyk Kim Kirchen.
W miniony weekend najgłośniej było jednak o pierwszym w tegorocznym wyścigu przypadku dopingu. Kolumnę Tour de France opuścił w niesławie Manuel Beltran, u którego wykryto erytropoetynę zewnętrznopochodną.
Hiszpan wzbudził podejrzenia funkcjonariuszy Francuskiej Agencji Antydopingowej (AFLD) już po badaniach przeprowadzonych w tygodniu przed wyścigiem, którym poddano wszystkich jego uczestników. Wykryto u niego podwyższony poziom hematokrytu, który nie jest jeszcze podstawą do ukarania, ale do dokładniejszej obserwacji – jak najbardziej. Kolejna kontrola, po pierwszym etapie wyścigu, potwierdziła podejrzenia. – To nie są nawet ślady EPO, to jest EPO – mówił agencji AP dyrektor AFLD Pierre Bordry.
W piątek wieczorem po etapie do Aurillac pod hotel zajmowany przez ekipę Liquigas zajechało 12 radiowozów. Francuska policja przesłuchiwała kolarza w komisariacie przez kilka godzin, ale jeszcze przed północą zwolniła go. Rewizja w hotelu, który zajmował zespół Beltrana, nie przyniosła żadnych rezultatów.
Nazajutrz rano kolarz już wracał do Hiszpanii. Został zawieszony przez grupę. Jeśli badanie próbki B potwierdzi pozytywny wynik, czeka go rozwiązanie kontraktu. Grupa Liquigas nie wyklucza pozwania Beltrana do sądu za naruszenie dobrego wizerunku.