Za olimpijską samowolę Barcelona ukarała Messiego tylko trzymaniem go w niepewności. Zgodnie ze środową decyzją Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu (CAS) klub miał prawo zawrócić go z Pekinu w każdej chwili i zmusić do gry przeciw Wiśle o Ligę Mistrzów.
Barcelona z tej możliwości nie skorzystała, ale zgodę na pozostanie w Pekinie ogłosiła wczoraj dziennikarzom najpóźniej, jak się dało. Messi był już wówczas na boisku, kilka minut później strzelił bramkę na 1:0 w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Po przerwie wypracował drugiego gola i Argentyna wygrała 2:1.
Brazylijczyk Rafinha, lider buntu tych, którzy za wszelką cenę chcieli być na igrzyskach, zgodę Schalke dostał szybko, tuż po werdykcie CAS, ale to może być ostatni miły gest klubu z Gelsenkirchen. Po powrocie do Niemiec “przepraszam” Brazylijczyka nie wystarczy. Od czasu ucieczki na zgrupowanie reprezentacji Rafinha nie odbierał telefonów od nikogo z klubu. Kara finansowa będzie wysoka.
Diego, inny Brazylijczyk z Bundesligi, też opuścił Werder Brema bez pozwolenia, ale w porę oprzytomniał i teraz, gdy CAS stanął po stronie klubu, a nie piłkarza, jego krajowej federacji i FIFA, pewnie spór uda się jakoś załagodzić. Werder, tak jak Schalke i Barcelona, nie chce już ściągać zawodnika z Chin pod przymusem. Wystarczy mu satysfakcja ze zwycięstwa w sporze – oraz pewna transakcja wymienna z federacją.
Oba niemieckie kluby w zamian za zgodę zażądały od brazylijskiego związku, żeby ubezpieczył Diego i Rafinhę oraz wziął na siebie wypłacenie części ich pensji za najbliższe tygodnie. Barcelona wybrała inny zestaw: ubezpieczenie plus zwolnienie Messiego ze wszystkich towarzyskich meczów Argentyny w nadchodzącym sezonie.