Było ich dotychczas czworo. Dwóch lekkoatletów Paavo Nuurmi i Carl Lewis, gimnastyczka Larisa Łatynina, pływak Mark Spitz. Wszyscy zdobyli po dziewięć złotych medali i w swojej epoce wystawali o kilka głów ponad resztę.
Ich drogi się rozmijały. Nuurmi biegał między wojnami światowymi, gdy można było jeszcze wygrywać na wszystkich dystansach od 1500 do 10 000 m i przeżyć. Łatynina zdobywała medale dla światowego komunizmu i przeciw wrogim siłom. Spitz pływał z wąsami a la Tom Selleck w czasach, gdy rywale już golili ciało od stóp do głów, ale najlepsze sposoby skracania drogi do rekordów dopiero odkrywali. Lewis przerzucił most między dwoma światami, przeskakując z igrzysk teoretycznie amatorskich do igrzysk bez finansowych tabu. Nurmi i Spitz stracili prawo olimpijskich startów, gdy zaczęli zamieniać swoje medale na pieniądze. W czasach późnego Lewisa to stało się cnotą.
We wtorek w Pekinie przepłynął obok nich Michael Phelps. Zrównał się z tą czwórką i ruszył dalej, w stronę kolejnych finałów, wywiadów i miliona dolarów premii od swojego sponsora. Speedo wypłaci mu ją, jeśli zdobędzie osiem medali w jednych igrzyskach, poprawiając wyczyn Spitza. Na razie Phelps utrzymuje tempo swojego poprzednika perfekcyjnie: w każdym finale nie tylko złoto, również rekord świata. Paski i gwiazdy
Nowy władca olimpijskiej wyobraźni ma mocno odstające uszy, półotwarte usta i nadużywa słowa „cool”. Wioska olimpijska jest „cool”, było „cool”, że udało się tak łatwo wygrać 200 m dowolnym. Być wymienianym na jednym oddechu z Lewisem i Spitzem też jest całkiem „cool”.
Na olimpijską pływalnie Phelps wychodzi w długim dresie-płaszczu, wyglądającym na o kilka numery za duży. Pod spodem nosi kostium w paski i gwiazdy z amerykańskiej flagi, albo po prostu długie obcisłe spodnie. Wczoraj zdjął płaszcz dopiero gdy spiker wyczytywał jego nazwisko. Wcześniej przetarł ręcznikiem słupek startowy i opierając się na nim zaczął rozciągać nogi. Był pierwszy już po skoku ze słupka i wynurzeniu z wody, a gdy wracał tam niespełna minutę i 43 sekundy później miał taką przewagę, że mógłby na ostatnich metrach płynąć jedną ręką, a drugą zacisnąć w geście zwycięstwa. Dotknął ściany, tablica pokazała 1:42,96 — nowy rekord świata, lepszy o blisko sekundę od poprzedniego. Publiczność szalała, on zatrzymał się na chwilę pod ścianą basenu, uśmiechnął i ruszył do wyjścia. Niedługo później miał płynąć w półfinale 200 m motylkiem, w międzyczasie czekała go jeszcze dekoracja medalistów.