Reklama
Rozwiń

Człowiek w za dużym płaszczu

Trzecie złoto w Pekinie, a dziewiąte w ogóle, już wyłowione. Michael Phelps zwycięstwem na 200 m dowolnym wyrównał rekord wszechczasów. Dziś może go poprawić na 200 m delfinem, do finału dostał się też Paweł Korzeniowski. Otylia Jędrzejczak w eliminacjach na 200 motylkowym miała 5. czas i płynie dalej

Publikacja: 12.08.2008 19:45

Michael Phelps

Michael Phelps

Foto: AFP

Było ich dotychczas czworo. Dwóch lekkoatletów Paavo Nuurmi i Carl Lewis, gimnastyczka Larisa Łatynina, pływak Mark Spitz. Wszyscy zdobyli po dziewięć złotych medali i w swojej epoce wystawali o kilka głów ponad resztę.

Ich drogi się rozmijały. Nuurmi biegał między wojnami światowymi, gdy można było jeszcze wygrywać na wszystkich dystansach od 1500 do 10 000 m i przeżyć. Łatynina zdobywała medale dla światowego komunizmu i przeciw wrogim siłom. Spitz pływał z wąsami a la Tom Selleck w czasach, gdy rywale już golili ciało od stóp do głów, ale najlepsze sposoby skracania drogi do rekordów dopiero odkrywali. Lewis przerzucił most między dwoma światami, przeskakując z igrzysk teoretycznie amatorskich do igrzysk bez finansowych tabu. Nurmi i Spitz stracili prawo olimpijskich startów, gdy zaczęli zamieniać swoje medale na pieniądze. W czasach późnego Lewisa to stało się cnotą.

We wtorek w Pekinie przepłynął obok nich Michael Phelps. Zrównał się z tą czwórką i ruszył dalej, w stronę kolejnych finałów, wywiadów i miliona dolarów premii od swojego sponsora. Speedo wypłaci mu ją, jeśli zdobędzie osiem medali w jednych igrzyskach, poprawiając wyczyn Spitza. Na razie Phelps utrzymuje tempo swojego poprzednika perfekcyjnie: w każdym finale nie tylko złoto, również rekord świata. Paski i gwiazdy

Nowy władca olimpijskiej wyobraźni ma mocno odstające uszy, półotwarte usta i nadużywa słowa „cool”. Wioska olimpijska jest „cool”, było „cool”, że udało się tak łatwo wygrać 200 m dowolnym. Być wymienianym na jednym oddechu z Lewisem i Spitzem też jest całkiem „cool”.

Na olimpijską pływalnie Phelps wychodzi w długim dresie-płaszczu, wyglądającym na o kilka numery za duży. Pod spodem nosi kostium w paski i gwiazdy z amerykańskiej flagi, albo po prostu długie obcisłe spodnie. Wczoraj zdjął płaszcz dopiero gdy spiker wyczytywał jego nazwisko. Wcześniej przetarł ręcznikiem słupek startowy i opierając się na nim zaczął rozciągać nogi. Był pierwszy już po skoku ze słupka i wynurzeniu z wody, a gdy wracał tam niespełna minutę i 43 sekundy później miał taką przewagę, że mógłby na ostatnich metrach płynąć jedną ręką, a drugą zacisnąć w geście zwycięstwa. Dotknął ściany, tablica pokazała 1:42,96 — nowy rekord świata, lepszy o blisko sekundę od poprzedniego. Publiczność szalała, on zatrzymał się na chwilę pod ścianą basenu, uśmiechnął i ruszył do wyjścia. Niedługo później miał płynąć w półfinale 200 m motylkiem, w międzyczasie czekała go jeszcze dekoracja medalistów.

O emocjach i niepewności jak w poniedziałkowym wyścigu sztafet nie było mowy. We wtorek był Phelps i długo nic. Nawet Koreańczyk Taehwan Park, mistrz kraula, zamiast gonić musiał oglądać wielkie stopy rywala przed sobą. Wszyscy wiedzą, jak pływa Amerykanin, i nikt tego nie potrafi powtórzyć. Phelps to człowiek-delfin, ogromne płuca na zaskakująco krótkich nogach (jest niższy od Petera Vanderkaaya z którym wczoraj stał na podium) ale to co dostał od natury jest tylko punktem wyjścia. Reszta to katorżnicze treningi, praca ze specjalistami od biomechaniki, by lepiej oszukiwać opór wody. Na nawrotach przy odbiciu od ściany Phelps uzyskuje tak ogromną przewagę, że gdyby chciał mógłby potem już tylko utrzymywać tempo rywali.

Natalie Coughlin po zwycięstwie na 100 metrów grzbietowym spłakała się podczas amerykańskiego hymnu i ledwo nadążała z ocieraniem łez. Phelps stojąc na podium tylko się uśmiechał: kolejna dekoracja, przed nim następne. Podczas rundy honorowej też rozdawał uśmiechy, wiązankę kwiatów którą dostają medaliści zaniósł do loży swoich kibiców. Ręce podniósł w górę tylko raz, by objąć srebrnego i brązowego medalistę przy pozowaniu do zdjęcia. On wie, że już sama zapowiedź zdobycia ośmiu tytułów w Pekinie, dla niego naturalna, dla niektórych jest arogancją. Woli nie dawać kolejnych argumentów tym, którzy życzą mu porażki.

Poza wszystkim, to po prostu nie w jego stylu. Po wyścigach najlepszy dziś sportowiec świata nie tłumaczy, że najpierw musi sobie zmierzyć zakwaszenie mięśni, potem pójść na rozpływanie i po nim stanie przed dziennikarzami. Tak jest w polskiej kadrze. Phelps zatrzymuje się od razu, odpowiada na pytania bez żadnej pozy. Dziś pewnie będzie opowiadał o kolejnym złocie i o tym, jak to jest być samotnym rekordzistą. Korzeniowski i Baranowska w finałach

Finał 200 m motylkowym zaczyna się o 2:21 czasu polskiego. Wreszcie na listach startowych wyścigów o medale będą też literki POL. Paweł Korzeniowski w półfinale płynął m.in. właśnie z Phelpsem: Amerykanin na torze czwartym, Polak na trzecim. Trener Paweł Słomiński nie był zachwycony tym co zobaczył, ale najważniejsze że zła seria wreszcie się skończyła. Phelps wygrał z dużą przewagą, Korzeniowski przypłynął czwarty. Awansował do finału z ósmym — ostatnim — czasem, wyprzedził Amerykanina Gila Stovalla o jedną setną sekundy. Jest też w finale Katarzyna Baranowska, najsympatyczniejsza twarz polskiej kadry. Znów pobiła rekord Polski, 2:12.13 było siódmym wynikiem półfinałów na 200 m zmiennym. Finał zapowiada się znakomicie: Kirsty Coventry kontra Stephanie Rice i Amerykanki, Natalie Couglin oraz Katie Hoff.

Baranowska wystartuje o 11:16, a między polskimi finałami będzie półfinał 200 m delfinem z Otylią Jędrzejczak. Część strachów można teraz zostawić za sobą. Mistrzyni olimpijska z Aten miała piąty czas eliminacji, co daje nadzieje na awans do finału, choć nie wszystkie rywalki pokazały już, na co je stać. Choćby Jessica Schipper, która dwa lata temu zabrała Jędrzejczak rekord świata, płynąc 2:05,40, a w Pekinie miała czas o ponad 2,5 sekundy gorszy. Otylia na pytania o wrażenia z eliminacji odpowiadała w swoim stylu. - Dlaczego osłabłam na ostatnich 50 metrach? Bo jestem bardzo słaba. I tak dalej.

Po czterech dniach zawodów w Pekinie jest już dziesięć rekordów świata, wczoraj oprócz Phelpsa ustanowił go również Aaron Peirsol, który właśnie obronił tytuł mistrza na 100 m grzbietowym. Rekordów olimpijskich nikt już nie liczy. Tak jak łatwość wygrywania Michaela Phelpsa w pewnym sensie dewaluuje znaczenie pojedynczych złotych medali, których Amerykanin wyniesie z Water Cube pełny worek, tak i kolejne rekordowe wyniki w końcu przestają być wydarzeniem. Wiadomo - powstają coraz głębsze, szersze i dzięki temu szybsze baseny, pomagają superstroje, w które trzeba się wciskać po 20 minut i zrzuca się je tuż po wyścigu, bo trudno w nich dłużej wytrzymać. Innych pytań głośno się nie zadaje i pod tym względem pływanie jest szczęśliwą wyspą sportu. Aż strach pomyśleć, jak wyglądałyby wywiady z lekkoatletami, gdyby to oni nagle zaczęli przesuwać granicę swoich możliwości całymi grupami i w niemal wszystkich konkurencjach. Usain Bolt, Asafa Powell i Tyson Gay coś o tym wiedzą. W pływaniu w przeciwieństwie do lekkiej atletyki rekordów jest mnóstwo, a wpadek dopingowych niewiele. I nawet gdy Phelps mówi na konferencji, że objada się pizzą i makaronem, nikt w sali nie odwraca się, by rzucić porozumiewawczo: I czymś jeszcze?

Było ich dotychczas czworo. Dwóch lekkoatletów Paavo Nuurmi i Carl Lewis, gimnastyczka Larisa Łatynina, pływak Mark Spitz. Wszyscy zdobyli po dziewięć złotych medali i w swojej epoce wystawali o kilka głów ponad resztę.

Ich drogi się rozmijały. Nuurmi biegał między wojnami światowymi, gdy można było jeszcze wygrywać na wszystkich dystansach od 1500 do 10 000 m i przeżyć. Łatynina zdobywała medale dla światowego komunizmu i przeciw wrogim siłom. Spitz pływał z wąsami a la Tom Selleck w czasach, gdy rywale już golili ciało od stóp do głów, ale najlepsze sposoby skracania drogi do rekordów dopiero odkrywali. Lewis przerzucił most między dwoma światami, przeskakując z igrzysk teoretycznie amatorskich do igrzysk bez finansowych tabu. Nurmi i Spitz stracili prawo olimpijskich startów, gdy zaczęli zamieniać swoje medale na pieniądze. W czasach późnego Lewisa to stało się cnotą.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku