W meczu ostatniej kolejki z Bolonią, gdy wracający po kontuzji Francesco Totti strzelił bramkę dającą prowadzenie, piłkarze cieszyli się tak, jakby to był mecz o mistrzostwo. Romę prześladuje jednak pech, bo gdy wydawało się już, że klub odniesie wreszcie zwycięstwo i odbije się od dna, piłkę do własnej bramki skierował Cicinho i skończyło się remisem.
Trener Luciano Spalletti jakby nie zauważył zdobytego gola. Gdy część jego zawodników cieszyła się za linią końcową boiska, on nerwowo tłumaczył coś jednemu z piłkarzy. Jeśli drużyna szybko nie zacznie wygrywać, to pierwszym, którego spotkają konsekwencje, będzie właśnie szkoleniowiec. Zwłaszcza że Spalletti w znacznym stopniu przyczynił się do obecnej sytuacji. Drużyna jest podzielona jak nigdy wcześniej.
W sierpniu, gdy Roma miała jechać do Londynu na sparing z Tottenhamem, Daniele De Rossi poprosił o kilka dni wolnego, bo porwano jego teścia i reprezentant Włoch chciał zostać w tym czasie z żoną. Trener się nie zgodził i piłkarz na mecz pojechał. Kilka dni później teść De Rossiego został zamordowany, Roma przegrała aż 0:5, a Spalletti mógł sobie pogratulować stanowczości i zniszczenia atmosfery w zespole.
Choć obie drużyny dzieli w tabeli Serie A 11 miejsc, ten mecz na pewno zelektryzuje wielu kibiców, postawi też na nogi całą policję Rzymu i okolic. Zwłaszcza że kilka dni wcześniej minęła pierwsza rocznica śmierci Gabriele Sandriego, fana Lazio, zastrzelonego przypadkowo przez policjanta. Wprawdzie uczczono jego pamięć już podczas spotkań poprzedniej kolejki, ale kolejny wybuch łatwo sprowokować.
Fani obu rzymskich drużyn nienawidzą się szczerze i do spokojnych nie należą, ale w obliczu wspólnego wroga, jakim są policjanci, potrafią się zjednoczyć. Kilka lat temu w czasie derbów ktoś z kibiców AS Romy rozpuścił fałszywą pogłoskę, że policjant zabił dziecko podczas meczu, i w krótkim czasie zamieszki ogarnęły całe miasto. Spalono kilkadziesiąt samochodów, a wiele osób zostało rannych i tylko cudem nikt nie zginął tamtej nocy.