Reklama
Rozwiń
Reklama

Nie czułem się zagrożony

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Zgadza się, popełniłem sporo błędów i nie jestem do końca zadowolony z tego, co pokazałem. Ale najważniejsze, że wygrałem i mam ten pas - mówi Tomasz Adamek mistrz świata IBF

Aktualizacja: 13.12.2008 02:32 Publikacja: 13.12.2008 02:31

Nie czułem się zagrożony

Foto: afp/getty images

[b]Rz: Po ostatniej rundzie był pan pewny wygranej?[/b]

[b]Tomasz Adamek: [/b]Wierzyłem, że wygram, przecież trzy razy leżał na deskach, ale to jest boks, tu niczego nie można być pewnym do końca.

[b]Czym Cunningham pana zaskoczył?[/b]

Ogromną konsekwencją i agresją. Jego bardzo długie ręce były trudną przeszkodą. Długo nie mogłem trafić lewym prostym, ale byłem spokojny, wiedziałem, że w końcu się zmęczy i będzie łatwiej.

[b]W drugiej rundzie trafił pan czysto i rywal padł na deski...[/b]

Reklama
Reklama

Nie zdążyłem postawić kropki nad i i skończyć go przed czasem. Gong go uratował.

[b]Kilkanaście minut później w czwartym starciu był pan w opałach. Cunningham zadał 21 ciosów, a odpowiedzi nie było. Źle to wyglądało...[/b]

Żaden z tych ciosów mnie nie zamroczył. Nie czułem się zagrożony. Zresztą, ta kontra, po której znów wylądował na macie ringu, najlepiej świadczy o tym, że wiedziałem, co robię.

[b]I co wtedy pan pomyślał, że trzeba kończyć ten pojedynek przed czasem?[/b]

W długiej, dwunastorundowej walce najważniejsze, to umieć rozkładać siły. Cały czas o tym pamiętałem. Kiedy tylko widziałem, że nie dam rady go znokautować, zwalniałem. Nie chciałem się przedwcześnie wystrzelać. Było bardzo gorąco i odczuwałem zmęczenie.

[b]Mocno zapuchnięte lewe oko świadczy o tym, że on też trafiał. Najczęściej nad pana lewą ręką...[/b]

Reklama
Reklama

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Zgadza się, popełniłem sporo błędów i nie jestem do końca zadowolony z tego, co pokazałem. Ale najważniejsze, że wygrałem i mam ten pas. Jadąc do Ameryki, mówiłem, że go zdobędę, i dotrzymałem słowa.

[b]Kiedy pytałem o mocne strony Cunninghama, podkreślał pan jego umiejętność klinczowania. A w tym pojedynku klinczów nie było...[/b]

Nie pozwalałem mu na nie. Unikałem takiej ringowej szarpaniny, jak mogłem, nie lubię tego.

[b]Jaka była taktyka na tę walkę?[/b]

Miałem robić to, co potrafię najlepiej. Dużo szybkich lewych prostych i pressing od pierwszego gongu. Starałem się też bić sporo ciosów na korpus. I biłem, a on w końcówkach rund tracił siły.

[b]Cunningham jest pięknie zbudowany. Wygląda na siłacza, ale jego uderzenia nie robiły na panu wrażenia. Czyżby miał watę w rękawicach?[/b]

Reklama
Reklama

Aż tak, to nie. To kawał chłopa i przyłożyć potrafi, ale młotka w ręku nie ma, to fakt.

[b]Myśli pan już o przyszłości?[/b]

Mogę walczyć z każdym, byleby dobrze zapłacili. Sądzę, że po tym zwycięstwie inne telewizje też będą mnie chciały pokazywać. Jest jeszcze kilka pasów do zdobycia i postaram się, żeby należały do mnie.

[b]Gdzie pan spędzi święta?[/b]

Na nartach z rodziną i Ziggym Rozalskim, moim doradcą i przyjacielem. Powiedział, że jak wygram, to stawia w Lake Placid najlepszy hotel. Myślę, że dotrzyma słowa.

Reklama
Reklama

[i]—rozmawiał w Newark

Janusz Pindera[/i]

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama