Jeśli pierwsza reprezentacja Polski nie bardzo daje sobie radę z Walijczykami, urodzonymi w większości w latach 1986 – 1990, to są powody do obaw.
To już trzecia zima Leo Beenhakkera w naszym kraju. Przed dwoma laty zabrał kadrę do Hiszpanii, przed rokiem na Cypr, teraz do Portugalii. Zawsze rozgrywaliśmy dwa mecze według tej samej zasady – najpierw reprezentacja nadziei, potem ta lepsza – prawdziwa. Nie przegraliśmy żadnego z tych meczów, ale tak słabo jak teraz jeszcze nie było. Można też patrzeć inaczej. Mecze towarzyskie już dawno, niestety, straciły swoją rangę. Organizuje się je tylko dla trenerów i piłkarzy, a nie dla kibiców. To są zaledwie próby i to nawet niegeneralne. Nie mogą być porywające, bo sytuacja każdego piłkarza, przynajmniej w naszej drużynie, jest inna. Trener musi ulepić coś z graczy o małym doświadczeniu (Robert Lewandowski, Łukasz Trałka, Jakub Wawrzyniak), niegrających z różnych powodów w swoich klubach zagranicznych (Łukasz Fabiański, Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek, Euzebiusz Smolarek) i takich, którzy wprawdzie są podstawowymi zawodnikami w swoich klubach, ale też nie grają, bo w Polsce trwa przerwa zimowa (Rafał Boguski, Łukasz Garguła, Rafał Murawski, Roger, Paweł Brożek, Wojciech Łobodziński). W tej sytuacji tylko Artur Boruc powinien być w formie, ale on z kolei ma kłopoty osobiste.
W takich okolicznościach zadanie trenera nie jest łatwe i trudno się dziwić, że drużyna Beenhakkera nie funkcjonowała jak należy. Na pocieszenie można jedynie dodać, że kiedy dochodzi do najważniejszych prób, zespół zwykle wygląda inaczej i jego gra też, bo punkty w eliminacjach są większą motywacją niż spotkanie towarzyskie.
Przy reprezentacji o tak nieustabilizowanej formie lutowe sprawdziany nie mają większego związku z tym, co dzieje się wiosną, gdy już trwają rozgrywki ligowe. Kiedy przed rokiem o tej porze pokonaliśmy po nadspodziewanie dobrym meczu Czechy, wydawało się, że mamy reprezentację na mistrzostwa Europy. Minęło kilka miesięcy i te nadzieje legły w gruzach. Może więc teraz będzie odwrotnie – jeśli słabo w lutym, to dobrze w marcu i kwietniu.
Tak oczywiście może być pod warunkiem, że piłkarze dadzą z siebie wszystko, a Leo Beenhakker i PZPN zagrają znowu w tej samej drużynie.