Sprawa z Wawrzyniakiem jest tajemnicza. W krótkim komunikacie opublikowanym w niedzielę wieczorem przez Panathinaikos jest informacja, że Polak poprosił o zbadanie próbki B, ale nie pada nazwa substancji, którą wykrył test zrobiony 5 kwietnia. Jeśli w drugiej próbce też są ślady dopingu, lewy obrońca reprezentacji Polski zostanie zdyskwalifikowany, grozi mu kara do dwóch lat. Grecja to pod względem dopingu najczarniejszy punkt na mapie zachodniej i południowej Europy, tamtejsi sportowcy wpadali w ostatnich latach na dopingu bardzo często, tylko w tamtym roku złapano m.in. dwie lekkoatletyczne mistrzynie olimpijskie Fani Halkię i Atanasię Tsoumelekę. Ale greccy dziennikarze przekonują, że w Panathinaikosie na pewno nikt Polakowi niedozwolonych środków nie podał. Po pierwsze, po ostatnich aferach kontrole w Grecji stały się bardzo częste, w walkę z dopingiem zaangażowało się państwo i nikt nie chciałby ryzykować. Po drugie, Panathinaikos jest na tym punkcie bardzo wyczulony i od kilku lat na własną rękę kontroluje swoich piłkarzy.
Nie widać też powodu, by Wawrzyniak miał się dopingować sam. Miejsce w składzie Panathinaikosu miał ostatnio zapewnione, w kadrze też grał często, a został złapany 4 dni po powrocie ze zgrupowania na mecze z Irlandią Północną (grał w nim) i San Marino (nie wystąpił). Pojawiły się pogłoski, że Panathinaikos nie zamierza zapłacić Legii drugiej raty transferowej za Polaka i piłkarz wróci do Warszawy, ale posądzanie klubu, że chce się pozbyć piłkarza w ten sposób byłoby absurdem. W lutym i w marcu 2009 roku 25-letni obrońca był cztery razy poddawany kontrolom antydopingowym, wszystkie dały wynik negatywny.
[srodtytul]Rakieta Błaszczykowskiego[/srodtytul]
Sześć drużyn wciąż ma szansę na tytuł mistrza, Polacy zostają bohaterami swoich drużyn - takie rzeczy to tylko w Bundeslidze. Były już tutaj takie sezony, gdy trzy drużyny kończyły ligę z równą liczbą punktów - w 1992 roku - były takie, w których lider tracił mistrzostwo w ostatniej minucie rozgrywek - Schalke w 2001 - ale każde osiągnięcie jest do pobicia. „Na trzy etapy przed końcem piłkarskiego rajdu Niemiec Wolfsburg i Bayern prowadzą z równą ilością punktów, punkt za nimi jest Hertha, punkt za nią Stuttgart. Wszystko w tej lidze jest możliwe, a najlepsze zostało na koniec” - pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” po kolejce, w której Bayern i Hertha wykorzystały potknięcie Wolfsburga, a do grona pięciu drużyn z szansami na mistrzostwo doskoczyła też Borussia Dortmund (traci do liderów tylko pięć pkt), wygrywając siódmy mecz z rzędu.
Zrobiła to między innymi dzięki Kubie Błaszczykowskiemu, który w 25. minucie pobiegł do narożnika boiska zatańczyć z radości po golu na 1:0 w meczu z Eintrachtem. To jego pierwsza bramka od powrotu po kontuzji, druga w tym sezonie. Obie były przepiękne: jesienią strzał zza pola karnego, prawą nogą w lewy róg bramki Bayernu Monachium, w sobotę rakieta ziemia-powietrze posłana w okienko z woleja, po podaniu Alexandra Freia. Niewykluczone, że niedługo będzie dostawał podania od Roberta Lewandowskiego. Borussia śledzi każde zagranie napastnika Lecha, ale swoich planów wobec niego nie chce na razie zdradzać, bo wszystko zależy od zakończenia sezonu. Można więc zakładać, że jeśli będzie Liga Mistrzów (mistrz i wicemistrz awans mają zapewniony, trzecia drużyna gra w eliminacjach), to będzie i Lewandowski.