Niemiecka fantazja, polskie wykonanie, doping Wawrzyniaka

Jakub Wawrzyniak został złapany na dopingu po kwietniowym meczu Xanthi Skoda - poinformował Panathinaikos Ateny. W tym tygodniu ma być zbadana próbka B, W Bundeslidze lider Wolfsburg przegrał aż 1:4 w Stuttgarcie, Kuba Błaszczykowski strzelił gola kolejki, a Łukasz Piszczek grał jak Cafu

Aktualizacja: 11.05.2009 03:14 Publikacja: 10.05.2009 22:58

Jakub Wawrzyniak

Jakub Wawrzyniak

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Sprawa z Wawrzyniakiem jest tajemnicza. W krótkim komunikacie opublikowanym w niedzielę wieczorem przez Panathinaikos jest informacja, że Polak poprosił o zbadanie próbki B, ale nie pada nazwa substancji, którą wykrył test zrobiony 5 kwietnia. Jeśli w drugiej próbce też są ślady dopingu, lewy obrońca reprezentacji Polski zostanie zdyskwalifikowany, grozi mu kara do dwóch lat. Grecja to pod względem dopingu najczarniejszy punkt na mapie zachodniej i południowej Europy, tamtejsi sportowcy wpadali w ostatnich latach na dopingu bardzo często, tylko w tamtym roku złapano m.in. dwie lekkoatletyczne mistrzynie olimpijskie Fani Halkię i Atanasię Tsoumelekę. Ale greccy dziennikarze przekonują, że w Panathinaikosie na pewno nikt Polakowi niedozwolonych środków nie podał. Po pierwsze, po ostatnich aferach kontrole w Grecji stały się bardzo częste, w walkę z dopingiem zaangażowało się państwo i nikt nie chciałby ryzykować. Po drugie, Panathinaikos jest na tym punkcie bardzo wyczulony i od kilku lat na własną rękę kontroluje swoich piłkarzy.

Nie widać też powodu, by Wawrzyniak miał się dopingować sam. Miejsce w składzie Panathinaikosu miał ostatnio zapewnione, w kadrze też grał często, a został złapany 4 dni po powrocie ze zgrupowania na mecze z Irlandią Północną (grał w nim) i San Marino (nie wystąpił). Pojawiły się pogłoski, że Panathinaikos nie zamierza zapłacić Legii drugiej raty transferowej za Polaka i piłkarz wróci do Warszawy, ale posądzanie klubu, że chce się pozbyć piłkarza w ten sposób byłoby absurdem. W lutym i w marcu 2009 roku 25-letni obrońca był cztery razy poddawany kontrolom antydopingowym, wszystkie dały wynik negatywny.

[srodtytul]Rakieta Błaszczykowskiego[/srodtytul]

Sześć drużyn wciąż ma szansę na tytuł mistrza, Polacy zostają bohaterami swoich drużyn - takie rzeczy to tylko w Bundeslidze. Były już tutaj takie sezony, gdy trzy drużyny kończyły ligę z równą liczbą punktów - w 1992 roku - były takie, w których lider tracił mistrzostwo w ostatniej minucie rozgrywek - Schalke w 2001 - ale każde osiągnięcie jest do pobicia. „Na trzy etapy przed końcem piłkarskiego rajdu Niemiec Wolfsburg i Bayern prowadzą z równą ilością punktów, punkt za nimi jest Hertha, punkt za nią Stuttgart. Wszystko w tej lidze jest możliwe, a najlepsze zostało na koniec” - pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” po kolejce, w której Bayern i Hertha wykorzystały potknięcie Wolfsburga, a do grona pięciu drużyn z szansami na mistrzostwo doskoczyła też Borussia Dortmund (traci do liderów tylko pięć pkt), wygrywając siódmy mecz z rzędu.

Zrobiła to między innymi dzięki Kubie Błaszczykowskiemu, który w 25. minucie pobiegł do narożnika boiska zatańczyć z radości po golu na 1:0 w meczu z Eintrachtem. To jego pierwsza bramka od powrotu po kontuzji, druga w tym sezonie. Obie były przepiękne: jesienią strzał zza pola karnego, prawą nogą w lewy róg bramki Bayernu Monachium, w sobotę rakieta ziemia-powietrze posłana w okienko z woleja, po podaniu Alexandra Freia. Niewykluczone, że niedługo będzie dostawał podania od Roberta Lewandowskiego. Borussia śledzi każde zagranie napastnika Lecha, ale swoich planów wobec niego nie chce na razie zdradzać, bo wszystko zależy od zakończenia sezonu. Można więc zakładać, że jeśli będzie Liga Mistrzów (mistrz i wicemistrz awans mają zapewniony, trzecia drużyna gra w eliminacjach), to będzie i Lewandowski.

Ale już dziś jeśli chodzi o Polaków oczarowujących kibiców w Niemczech, Błaszczykowski nie jest sam. Łukasz Piszczek jeszcze niedawno nie był pewien, czy nie zakończy kariery, kontuzja biodra była bardzo trudna do wyleczenia. Ale Polak z Herthy nie tylko wrócił w końcu na boisko - wrócił jakby nic się nie zdarzyło. Jest dynamiczny jak wcześniej, odważny i niezbędny Hercie. W sobotę już w drugim spotkaniu z rzędu zagrał na prawej obronie i nie tylko bronił pewnie, ale jeszcze znakomicie wyprowadzał kontrataki. To on rozpoczął akcję, która skończyła się golem Marko Pantelicia na 1:0, a przy drugiej bramce asystował: najpierw zrobił sprint z piłką na 60 metrów, a potem podał w tempo do strzelca gola Raffaela. Dzięki niemu Hertha jest na finiszu ligi tuż za liderami, a zakończenia wyścigu nie sposób przewidzieć. W tym sezonie na czele tabeli była już co trzecia drużyna ligi, m.in. beniaminek Hoffenheim, ale Bayern i Werder, czyli najlepsze zespoły ostatnich lat, nie prowadziły ani razu. Co kilkanaście dni ogłasza się nowego kandydata na mistrza, a wszyscy mają bardzo krótki termin ważności. Hoffenheim, mistrz jesieni, dziś pikuje w stronę dolnej części tabeli, tam gdzie jest też inny były lider, Bayer Leverkusen (a jeszcze niżej, na 10. miejscu, Werder - upadły w lidze, ale finalista Pucharu UEFA).

Wydawało się, że najmocniejszym z nominowanych do mistrzostwa jest Wolfsburg, ale i on roztrwonił przewagę. Zrobił to jak przystało na ten sezon, w przedziwnych okolicznościach (poza boiskiem też, bo trener Felix Magath już ogłosił, że w przyszłym sezonie będzie pracował w Schalke). Przegrał 1:4 z VfB Stuttgart, a właściwie z jego napastnikiem, Mario Gomezem, który strzelił wszystkie cztery bramki dla gospodarzy, pierwszą już po 30 sekundach (najszybszy gol sezonu) i dogonił najskuteczniejszego dotąd piłkarza, Grafite z Wolfsburga. Obaj mają po 23 bramki i niezwykłe historie za sobą. Gomez, pół-Hiszpan pół-Niemiec, w lidze strzela gola za golem (ostatnim napastnikiem, który zdobył cztery bramki w jednym meczu był Jürgen Klinsmann), a w reprezentacji nie może strzelić już od ponad roku, nawet Liechtensteinowi i Malcie. Całe Niemcy liczą mu zmarnowane szanse i gwiżdżą na niego podczas meczów kadry.

Grafite to jeszcze ciekawszy przypadek: 30-latek, który w piłkę zawodowo gra od ośmiu sezonów, szczęścia szukał już bez powodzenia w ligach Korei i Francji, a wcześniej dorabiał w Brazylii jako m.in. domokrążca, handlujący workami na śmieci.

[srodtytul]Furia Cristiano Ronaldo[/srodtytul]

W żadnej innej z wielkich lig Europy nie ma tak zaciętego finiszu, nawet w Ligue 1, która w ten weekend pauzowała (zagra za we wtorek i środę, tak jak Bundesliga), i w której lider Marsylia i wicelider Bordeaux mają wprawdzie tyle samo punktów, ale już trzeci Lyon traci do nich siedem. We Włoszech emocji tak naprawdę nie było w tym sezonie w ogóle, Inter spokojnie człapie do mistrzostwa. Manchester po tytuł w Anglii musi biec, bo rywale nie zwalniają tempa, ale oprócz trzech punktów przewagi nad Liverpoolem (wygrał w ten weekend, wygrała też Chelsea, strzelając Arsenalowi i niepewnie broniącemu Łukaszowi Fabiańskiemu cztery gole) Manchester ma w zapasie dwa zaległe spotkania, a w niedzielę bez wysiłku pokonał City w derby 2:0. Gole strzelili Cristiano Ronaldo i Carlos Tevez. Obaj zadbali żeby poza boiskiem było ciekawiej niż na nim. Tevez zrobił to przed meczem, udzielając wywiadu „News of the World”, w którym zapowiedział, że w przyszłym sezonie będzie grał w innym angielskim klubie. Po pierwsze, dlatego, że nikt nie zaproponował mu przedłużenia umowy w Manchesterze, a po drugie: czuje się tu niechciany, niekochany, źle traktowany przez Aleksa Fergusona, który nawet nigdy Argentyńczykowi nie wytłumaczył, dlaczego przez większość sezonu trzymał go na ławce rezerwowych.

Po golu w derbach - pięknym, zza pola karnego - Argentyńczyk nawet się nie uśmiechnął. Przystawił tylko dłonie do uszu, jakby nasłuchiwał, co trybuny mają do powiedzenia. Gdyby o kontrakcie dla niego decydowali kibice, na pewno by go dostał. Ferguson natomiast nie wydawał się specjalnie poruszony. Być może będzie, gdy zobaczy co robił Cristiano Ronaldo, gdy trener zdjął go z boiska na początku drugiej połowy. Portugalczyk wpadł w szał. Zamachnął się ze wściekłością, gdy jeden z członków sztabu United wyciągnął do niego rękę, zaklął głośno. Potem usiadł na ławce rezerwowych i kręcił głową z oburzeniem. Tyle się mówi o zmęczeniu piłkarzy Manchesteru, rozgrywających rekordową liczbę meczów w tym sezonie, a sądząc po minach Ronaldo, męczyć się jest źle, ale odpoczywać jeszcze gorzej. Ferguson potraktował jego bunt łagodnie. - Rozumiem go. Jest w wielkiej formie i chce grać. Ale ja tu jestem m.in. od tego, żeby decydować, kiedy oszczędzać jego siły.

Kolejny znany angielski piłkarz został oskarżony o udział w bójce w nocnym klubie. Obrońca Ledley King, kapitan Tottenhamu, któremu brak zdrowia ciągle nie pozwala się spełnić w reprezentacji - po debiucie w kadrze był nazywany „King of England” - wyzwał i uderzył ochroniarza jednego z klubów nocnych w Soho. Poszło o to, że King chciał wrócić na imprezę, z której wyszedł niedługo wcześniej, a ochroniarz powiedział mu, że regulamin lokalu nie pozwala mu go wpuścić. W odpowiedzi usłyszał, że ze swoimi 10 funtami za godzinę pracy jest nikim, a przed nim stoi bogacz i wielka gwiazda. I w ruch poszły pięści. King został zwolniony z aresztu za kaucją, ale prawdopodobnie czeka go proces, tak jak zatrzymanego wcześniej w tym sezonie Stevena Gerrarda.

[srodtytul]Barcelona odkłada święto[/srodtytul]

W lidze hiszpańskiej Barcelona zmarnowała szansę na świętowanie tytułu już w tej kolejce i na Camp Nou. Jeszcze kwadrans przed końcem meczu z Villarreal była mistrzem, prowadziła 3:1. A potem się zaczęło. Eric Abidal, jak w środę w Londynie, dostał czerwoną kartkę: tym razem za staranowanie w polu karnym Nihata. Jedenastkę wykorzystał Mati Fernandez, a w jednej z ostatnich akcji meczu piękną wyrównującą bramkę strzelił Joseba Llorente. Na środowe spotkanie z Athletic Bilbao w finale Pucharu Króla Barcelona nie pojedzie jeszcze jako mistrz. Świętowanie tytułu trzeba było odłożyć o tydzień, do wyjazdowego meczu z Realem Mallorca (do mistrzostwa brakuje jednego punktu) mimo że w sobotę Real podał go Barcelonie na tacy. Ustępujący mistrz ciągle nie doszedł do siebie po laniu na Santiago Bernabeu sprzed tygodnia i w ten weekend dostał podobne, od Valencii. Przegrał 0:3, pozorując walkę. Można to zrozumieć, patrząc na tabelę, Real ani nie ma już szans by awansować, ani nie grozi mu spadek na trzecie miejsce. Ale niedługo w klubie są wybory prezesa, prawdopodobnie wygra je Florentino Perez i zacznie budowę nowej drużyny, tymczasem większości piłkarzy z obecnego zespołu jakby nie zależało na pozostaniu w Madrycie. Sobotnim meczem dali raczej sygnał: nas wyrzućcie, a kupcie kilku z Valencii. Na przykład Davida Silvę, który strzelił gola na 2:0 po błędzie Ikera Casillasa (nawet on grał źle, a Raul jeszcze gorzej), albo Davida Villę, kontratakującego z prędkością wiatru.

Najładniejszego gola strzelił Ruben Baraja na 3:0, wolejem jak Zidane dla Realu w finale Ligi Mistrzów 2002, ale pierwsza bramka też miała swój urok. To była akcja jak podwójna krótka w siatkówce: Silva podał do Villi, Villa błyskawicznie do Juana Maty, tak szybko, że Fabio Cannavaro przestał kojarzyć co się dzieje. Mata minął Włocha i strzelił gola. Ale jego Florentino Perez raczej nie kupi, to byłoby zbyt bolesne. Mata to kolejny w ostatnich latach świetny piłkarz, którego Real wychował w swojej szkółce, ale goniąc za obcymi gwiazdami sprzedał innym za bezcen.

[ramka][b]Grali kadrowicze[/b]

[srodtytul]Bramkarze[/srodtytul]

? Artur Boruc (Celtic) – Celtic przegrał wyjazdowe derby z Rangersami 0:1 i ma na trzy kolejki przed końcem ligi o dwa punkty mniej od rywala. Boruc miał dużo pracy. Nie zatrzymał strzału Stevena Davisa z kilku metrów, który dał zwycięstwo Rangersom, ale w drugiej połowie znakomicie zachował się przy uderzeniu Krisa Boyda.

? Łukasz Załuska (Dundee United) – w zremisowanym 1:1 meczu z Aberdeen bronił chwilami nerwowo, ale w najważniejszych sytuacjach nie zawodził. Przy golu nie miał szans.

? Łukasz Fabiański (Arsenal) – nieoczekiwanie to on, a nie Manuel Almunia, bronił w meczu z Chelsea. To był nieudany występ, choć nie tak zły jak z Chelsea na Wembley w Pucharze Anglii. Arsenal przegrał 1:4, Fabiański wyraźnych błędów przy bramkach nie popełnił (choć przy trzeciej mógł uniknąć nieporozumienia z Kolo Toure, które skończyło się samobójczym golem), ale też w niczym drużynie nie pomógł.

[srodtytul]Obrońcy[/srodtytul]

? Dariusz Dudka (Auxerre) – liga francuska nie grała w ten weekend.

? Adam Kokoszka (Empoli) – w meczu z Ascoli nie zagrał. Empoli wygrało 3:0 i nadal jest na miejscu dającym prawo udziału w barażach o Serie A.

? Jakub Wawrzyniak (Panathinaikos) – nie zagrał w meczu z PAOK (1:0 dla Panathinaikosu), pierwszym w barażach o udział w eliminacjach Ligi Mistrzów. Niedługo później klub wyjaśnił w komunikacie, że Polaka złapano na dopingu.

? Michał Żewłakow (Olympiakos) – mistrz Grecji skończył już sezon.

? Marcin Wasilewski (Anderlecht Bruksela) – cały mecz z Roeselare. Anderlecht wygrał 3:1.

[srodtytul]Pomocnicy[/srodtytul]

? Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund) – wreszcie doczekał się gola w tej rundzie. Po 73 minutach zszedł z boiska, zmienił go Tinga.

? Jacek Krzynówek (Hannover 96) – grał do 85. minuty z Eintrachtem (1:1), miał na początku meczu dobrą okazję do zdobycia gola, ale strzelił niecelnie.

? Łukasz Piszczek (Hertha Berlin) - najlepszy na boisku w meczu z Bochum (2:0 dla Herthy), miał udział w obu bramkach.

? Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck) – w podstawowym składzie w meczu z FC Charków, zmieniony w 58. minucie. Szachtar wygrał 3:0, ale Dynamo Kijów też wygrało, z Tawriją Symferopol, i zapewniło już sobie 13. tytuł mistrza Ukrainy.

[srodtytul]Napastnicy[/srodtytul]

? Marek Saganowski (Southampton) – skończył sezon i odchodzi z trzecioligowego już Southampton. Czeka na oferty z Anglii i Polski.

? Ireneusz Jeleń (Auxerre) – Ligue 1 nie grała.

? Ebi Smolarek (Bolton) – w meczu z Sunderlandem (0:0) Ebi jak zwykle siedział na ławce rezerwowych. Latem wraca do Racingu Santander.

[i]—piw[/i][/ramka]

Sprawa z Wawrzyniakiem jest tajemnicza. W krótkim komunikacie opublikowanym w niedzielę wieczorem przez Panathinaikos jest informacja, że Polak poprosił o zbadanie próbki B, ale nie pada nazwa substancji, którą wykrył test zrobiony 5 kwietnia. Jeśli w drugiej próbce też są ślady dopingu, lewy obrońca reprezentacji Polski zostanie zdyskwalifikowany, grozi mu kara do dwóch lat. Grecja to pod względem dopingu najczarniejszy punkt na mapie zachodniej i południowej Europy, tamtejsi sportowcy wpadali w ostatnich latach na dopingu bardzo często, tylko w tamtym roku złapano m.in. dwie lekkoatletyczne mistrzynie olimpijskie Fani Halkię i Atanasię Tsoumelekę. Ale greccy dziennikarze przekonują, że w Panathinaikosie na pewno nikt Polakowi niedozwolonych środków nie podał. Po pierwsze, po ostatnich aferach kontrole w Grecji stały się bardzo częste, w walkę z dopingiem zaangażowało się państwo i nikt nie chciałby ryzykować. Po drugie, Panathinaikos jest na tym punkcie bardzo wyczulony i od kilku lat na własną rękę kontroluje swoich piłkarzy.

Pozostało 93% artykułu
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił