Między nami artystami

Piękny finał, chociaż dla kibiców Manchesteru smutny. Niektórzy byli na pewno zaskoczeni.

Publikacja: 28.05.2009 03:57

[b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/05/28/miedzy-nami-artystami/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Skoro spotykały się dwie najładniej i najbardziej ofensywnie grające drużyny w Europie, wiele osób spodziewało się gradu bramek, w dodatku po równo z obu stron. Cóż to byłby za finał, gdyby skończył się wynikiem 4:3 lub 5:4.

Coś takiego było jednak prawie niemożliwe. Takie mecze jak Real – Barcelona 2:6 przed trzema tygodniami należą do rzadkości. Alex Ferguson dobrze powiedział na konferencji przed finałem: – To, że zagramy w białych koszulkach, nie oznacza, iż będziemy jak Real tylko tłem dla Barcelony.

A jednak mecz wyglądał inaczej, niż się dość powszechnie spodziewano. W finale nie można sobie pozwolić na ryzyko, nawet jeśli ma się asy w kieszeni i armaty na bastejach. Kiedy strzeli się bramkę, logika każe bronić przewagi, a nie bić się o większą.

Barcelona obaliła tę teorię. Nie zastosowała zasady swojego wielkiego trenera sprzed pół wieku Helenio Herrery, który obronę uważał za podstawę sukcesu. Grając przeciwko Anglikom prowadzonym przez Szkota, wybrała filozofię szkockiego trenera Jocka Steina, który w czasach kiedy rodzice Lionela Messiego byli w wieku przedszkolnym, powiedział, że najlepszym miejscem do obrony własnej bramki jest pole karne przeciwnika. I po zdobyciu prowadzenia Katalończycy nie tylko się nie cofnęli na z góry upatrzone pozycje, ale nie dali piłkarzom Manchesteru szans na głębszy oddech na ich połowie.

Taka taktyka zaskoczyła i tych piłkarzy, którymi niedawno się zachwycaliśmy, i samego Fergusona, który mógł wprawdzie przeprowadzać zmiany zawodników, ale nie mógł zmienić samej gry. Trudno mieć pretensje do najsłabszych technicznie w drużynie mistrza Anglii Michaela Carricka, Johna O’Shea i – w mniejszym stopniu – kilku innych piłkarzy, że nawet wzrokiem nie nadążali za piłką podawaną szybko i mocno przez Katalończyków. O jej wybiciu lub przejęciu mogli tylko marzyć. A przecież nikt nie powie o Manchesterze, że jest słaby.

To Barcelona zagrała jak mistrz. Jeszcze raz się przekonaliśmy, że piłka jest najbardziej demokratycznym z najpopularniejszych sportów. Jeśli dużo się ćwiczy, wyćwiczyło się sztukę panowania nad piłką lepiej od żonglerów, to nawet w wieku 22 lat, przy wzroście 170 cm można strzelić głową zwycięską bramkę w finale Ligi Mistrzów. Jak Lionel Messi. Oczywiście pod warunkiem, że ma się trochę talentu.

[b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/05/28/miedzy-nami-artystami/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Skoro spotykały się dwie najładniej i najbardziej ofensywnie grające drużyny w Europie, wiele osób spodziewało się gradu bramek, w dodatku po równo z obu stron. Cóż to byłby za finał, gdyby skończył się wynikiem 4:3 lub 5:4.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta