27-letni Dawson jeszcze nie przegrał. Dwa lata temu pokonał Tomasza Adamka i odebrał mu tytuł mistrza świata organizacji WBC w wadze półciężkiej. I choć mistrzem już nie jest, bo tytuł mu odebrano, gdyż wolał walczyć z tym, kim chce, a nie bronić pasa, to i tak w zgodnej opinii to on jest królem tej kategorii.
Jamajczyk Glen Johnson jest 13 lat starszy i w odróżnieniu od Dawsona dobrze zna gorycz porażki. Poniósł ich aż 12, ale tym lepiej się nie sugerować, bo 49 wygranych pięściarza mieszkającego w Miami na Florydzie robi wrażenie. Tym bardziej że na liście pokonanych jest między innymi Roy Jones junior, którego Jamajczyk znokautował pięć lat temu.
Dawson walczył już z Johnsonem w ubiegłym roku (12 kwietnia) i wygrał z nim jednogłośnie na punkty (wszyscy sędziowie punktowali 116:112 dla mańkuta z New Haven). Teraz też wszystko przemawia za Dawsonem. Wiek, wzrost (jest prawie 10 cm wyższy), bilans walk i talent. Tego ostatniego długo odmawiano Johnsonowi, a Dawson się z nim urodził.
Ale w boksie najważniejszy jest charakter, mentalność zwycięzcy. A tego Johnsonowi nie brakuje. Jego ringowy przydomek Road Warrior (Uliczny Wojownik) najlepiej oddaje tę cechę jego charakteru.
Dlatego czterdziestolatka z Jamajki nie można przekreślać w starciu z Dawsonem, choć trudno upatrywać w nim zwycięzcę. Dawson to talent jakich mało. Wysoki, świetny technicznie, walczący z odwrotnej pozycji. Zaczynał karierę w 2001 roku, ale pierwszy tytuł zdobył dopiero sześć lat później, wygrywając z Adamkiem. To była jego druga walka w wadze półciężkiej, wcześniej walczył w kategorii superśredniej. Teraz najchętniej przeniósłby się do cruiser, ale na razie lepsze kasowo propozycje ma w półciężkiej. Wystarczy spojrzeć na trzy ostatnie walki – dwie z Antonio Tarverem i wspomnianą wcześniej z Johnsonem.